Niekiedy wzruszająca, a czasem i wstrętna, wręcz ohydna, historia trzech pokoleń kobiet, z których każda miałaby coś do powiedzenia, odnośnie zmarnowanego, nieszczęśliwego życia. Wzruszająca, refleksyjna dzięki Meli - upośledzonej dziewczynce, która ma swój własny, (odrębny?) świat, wcale nie bardziej uszczerbiony od "naszego". Mimo, iż wielu rzeczy nie rozumie, to potrafi do każdej czynności włożyć tyle serca, ile niejeden nie byłby w stanie. O ile Mela z miejsca wzbudziła moją sympatię i, w pewnym sensie, zrozumienie dla jej sposobu postrzegania świata, to jej starsza siostra wręcz przeciwnie. Mimo, iż gdzieś jest podziw dla jej radzenia sobie z odrażającym mężem, choć nie wiem czy ona rzeczywiście sobie radziła... Tak do końca. Jej swego rodzaju przyzwolenia na to, co się działo nie jestem w stanie zaakceptować. W takich wypadkach trzeba stanowczo odciąć się, jak się odcina chory fragment roślinki, tym bardziej, że musiała walczyć nie tylko o siebie, ale i o córkę. "Fastryga" nie jest łatwą książką, po którą się sięga "by się rozerwać, spędzić miło wolny czas". Jest jak coś niezdrowego, co gniecie, uciska, nie daje myśleć. Nie uspokaja, lecz wręcz przeciwnie. Męczy, drażni, zmusza do refleksji nad tym, nad czym na co dzień najmniej chcemy się zastanawiać...