Podobnie jak w zeszłym roku postanowiłam zatrzymać jeszcze na chwilę klimat świąt i za sprawą B.K. Borison oraz jej kolejnej powieści z cyklu „Lovelight Farms” przeniosłam się na farmę do urokliwego Inglewild.
Tym razem dałam się ponieść historii bohaterów, których miałam już okazję poznać za sprawą lektury pierwszego tomu, ponieważ występowali tam, jako postacie drugoplanowe. Mowa oczywiście o przystojnym farmerze — Becketcie oraz influencerce — Evelyn. Początek ich znajomości był całkiem gorący, ponieważ po wieczorze, który spędzili w barze, wylądowali w jednym pokoju hotelowym i chociaż wydawało się, że będzie z tego coś więcej, Evelyn postanowiła zakończyć znajomość. Czy los sprawi, że ich ścieżki ponownie się e sobą skrzyżują? Tego dowiecie się, sięgając po książkę „Lovellight Farms #2. Evelyn & Beckett”.
Muszę przyznać, że całkiem dobrze bawiłam się podczas lektury. Powrót do urokliwego Inglewild okazał się całkiem przyjemny, szczególnie że oprócz historii kolejnej pary, mogłam także sprawdzić, co słychać u tych, którzy wiedli prym w pierwszym tomie.
Skupmy się jednak na dwójce, o której jest ta konkretna część. Historia Evelyn i Becketta to typowy slow burn, w którym wszystko dzieje się we własnym tempie. Nie jest to porywający romans, który wyrywa czytelnika z butów, a fabuła gna na złamanie karku, ale szczerze powiedziawszy, w tym konkretnym przypadku bardzo mi się to podobało, bo pasowało zarówno do miejsca, jak i natury głównych boha...