Chodziłam po holenderskim XVII wiecznym miasteczku, oglądałam domy, uliczki, bogate i biedne, odwiedziłam targ.
Byłam w domu Vermeera. W jego pracowni, salonie, kuchni. Widziałam meble, ozdoby, pełne szat szafy, służącą jak roznieca ogień i pierze bieliznę. Rozmawiałam z Mistrzem, jego rodziną, poznałam żonę, dzieci. Czułam zapach gotującego się się obiadu i kwiatów w wazonach. Słyszałam śmiech dzieci, jak skrzypią schody i małżeńską kłótnię. Podglądałam malarza, jak tworzy, miesza farby, drapuje materię lub układa rekwizyty do tła obrazu, używa camera obscura, jak pracuje z modelką. Jak między nim a jego muzą, pomocnicą, a zarazem służącą rodzi się uczucie, fascynacja, jak ona się przy nim rozwija, a on się od niej uczy. Wiem jak mogła powstać „Dziewczyna z perłą” i kim mogła być modelka. Byłam świadkiem aktu tworzenia.
Piękna historia, cudowna opowieść, magiczna i delikatna. Napisana tak obrazowo, jakby ją namalowano.