Podobała mi się nowatorska forma opisywania zdarzeń. Autor sięga tu do jednego dnia w roku pokazując go przez kolejne trzy lata, zahaczając tym samym przez trudny czas pandemii. Umiejętnie obrazuje przy tym upływ czasu I jego znaczenie w relacjach rodzinnych. Choć sięga po dość znane zagadnienia jak dualizm rodzinnych relacji i napięć, dziecięce rywalizację to nadając swej ksiazce nowatorskiej formy pokazuje nową jakość.
Dzień to przykład prozy eleganckiej, wysublimowanej, choć momentami czułam, że wieje id tej prozy chłodem. Czułam się wyłącznie obserwatorem nie angażując emocji, nie nawiązując zbytniej relacji z bohaterami.
Wielu czytelników chwali sobie Dzień, ja jednak tej książki nie poczułam i trudno mi nawet określić jaki był tego powód. Zupełnie jakbym ślizgała się pi grubej warstwie lodu, próbując wwiercić się do otworu głębinowego, przebijając się przez mętny lód.
Mogłabym napisać, że tej powieści brakuje odrobiny dynamiki, energii, ale przecież nie raz czytałam podobne książki z którymi poczułam więź od samego początku.
Odkładam ją na półkę z nadzieją, że gdy ponownie po nią sięgnę pozwoli mi odkryć swoją wyjątkowość.