Opinia na temat książki Dzień, w którym umarłam

KA
@KaenaFaramone · 2014-10-01 12:47:01
ŚMIERĆ TO DOPIERO POCZĄTEK Czy rzeczywiście nasze wyobrażenia na temat piekła i nieba są właściwe? Czy anioły są dobre, a demony przesiąknięte złem na wskroś? Belen Martinez Sanchez w książce pt. „Dzień, w którym umarłam” zupełnie zniekształca ten obraz i daje nową wizję życia po śmierci. Od samego początku tajemnica goni tajemnicę. Wiele sytuacji jest zagmatwanych i poplątanych. Na pierwszych kartach powieści poznajemy nastolatkę – Dilettę – jej przyjaciół i najbliższe otoczenie. Młodziutka dziewczyna prowadzi dość spokojne, niczym niewyróżniające się życie. Mieszka z mamą, a ojca ledwie pamięta, bowiem opuścił je wiele lat temu. Okazuje się jednak, że życie Diletty nie do końca jest zwykłą egzystencją, której koniec tak naprawdę jest dopiero początkiem. Owe tajemnice piętrzące się od pierwszych kart powieści, zostają w równomierny sposób odkrywane, co popycha czytelnika do dalszego śledzenia losów bohaterów i nie powoduje tego irytującego uczucia, że nic tak naprawdę nie jest wiadome. Wszystko dawkowane jest odpowiednio i z wyczuciem. Równolegle autorka wprowadza wątek osadzony wokół życia Aloisa Petersena – tajemniczego, aroganckiego chłopaka, który nie do końca jest tym na kogo wygląda. Wszystko zaczyna się komplikować w momencie, kiedy drogi Aloisa i Diletty krzyżują się. Od tego momentu świat dziewczyny staje na głowie i bynajmniej nie chodzi tutaj o największą oczywistość, jaką byłaby miłość dwojga ludzi. Wprost przeciwnie, na początku jedynym uczuciem jakie się między nimi pojawia, jest nienawiść. To jednak nie zmienia faktu, że od tego momentu Diletta nieuchronnie przybliża się do śmierci, a plany, jakie mieli wobec niej aniołowie, zaczynają legnąć w gruzach. Wybory, jakich dokonują bohaterowie, są typowymi decyzjami osób, które w młodym wieku kierują się w życiu sercem, a nie rozumem. Nie neguję tego, w końcu jest to powieść młodzieżowa, a czytelnicy, do których jest ona kierowana, właśnie takiego rozwoju akcji oczekują. Dodatkowo język, jakim napisana została książka, jest bardzo dynamiczny i przystępny. Dzięki temu szybko się ją czyta. Narracja powieści prowadzona jest z perspektywy dwóch głównych bohaterów. Moim zdaniem zdecydowanie lepsza i zręczniej ujęta została perspektywa Diletty. Może to wynikać z faktu, że książka napisana jest przez kobietę, a nie trudno się domyślić, że w takim przypadku łatwiej się było autorce zidentyfikować właśnie ze światem widzianym oczyma dziewczyny. Tym bardziej odnoszę takie wrażenie, ponieważ często słowa i myśli Aloisa pasowały raczej do kobiety niż do mężczyzny. Ogólny schemat fabuły jest dość przewidywalny, jednak można się było doszukać tutaj kilku zaskakujących, ciekawych zwrotów akcji. Już od samego początku główny wątek skojarzył mi się z ogólnym zarysem „Zmierzchu” Stephenie Meyer. Mamy oto dwójkę bohaterów, bardzo różniących się od siebie, a także przyjaciela Diletty, który podkochuje się w niej. Wszystkie dalsze wydarzenia, jak można się łatwo domyślić, opierają się na typowym schemacie tego typu powieści młodzieżowych. Szkoła, uczniowie, ich codzienność, plotki i miłostki – ileż tego już było w różnych powieściach? Na dodatek miła dziewczyna posiada wiernego, zakochanego w niej przyjaciela i poznaje zamkniętego w sobie gbura – to standard w powieściach młodzieżowych. Kiedy już zamierzałam spisać tę książkę na straty, zdarzyło się coś, co zupełnie odmieniło moje zdanie. Jak to już w samym tytule pani Sanchez unaoczniła, główna bohaterka w pewnym momencie umiera. Choćby nie wiem jak niedorzecznie to brzmiało, to właśnie od chwili śmierci Diletty Mair akcja książki nabiera rozpędu i wręcz nie można się od niej oderwać. Nie należy się więc zrażać na samym początku, ponieważ jak już uda nam się dobrnąć do pierwszego zwrotu akcji, okaże się, że schematy się kończą i rozpoczyna się dość ciekawa akcja. Wiele trafia się też na początku nieścisłości. Weźmy chociaż pod uwagę dość dziwaczny sposób, w jaki Diletta reaguje na wszelkie osobliwości nie z tego świata. Z jednej strony od urodzenia ma dar, albo raczej jej przekleństwem jest zdolność widzenia zjaw, duchów i upiorów, z drugiej zaś strony bardzo dziwi się na widok anioła, czy demona. Niby przerażają ją dziwne zjawiska, których jest świadkiem, a jednocześnie duchy są dla niej czymś zupełnie normalnym. Mimo tych nieścisłości czy początkowego schematyzmu, książkę uważam za zręcznie napisaną. Myślę, że przypadnie ona do gustu młodym czytelnikom i nie rozczarują się oni. Warto bowiem dowiedzieć się jak wyglądało życie po śmierci Diletty Mair i dokąd los ją zaprowadził.
× 2 Polub, jeżeli spodobała Ci się ta opinia!
Dzień, w którym umarłam
Dzień, w którym umarłam
Belén Martínez Sánchez
7/10

Nic nie jest takie, jakim się wydaje. Zdarza się, że koniec to dopiero początek. Dla Diletty Mair wszystko zmieniło się drugiego października dwa tysiące trzeciego roku. Wtedy zrozumiała, że naprawdę ...

Komentarze

Pozostałe opinie

Książka dobra ale nie najlepsza. Idealna dla nastolatek i młodzieży. Dla bardziej wymagającego czytelnika to zbyt mało. Fabuła częściowo przewidywalna, częściowo zaskakująca. Narracja pierwszoosobowa,...

DO
@dorcase
© 2007 - 2024 nakanapie.pl