Świat znienacka pogrąża się w apokalipsie. Dziwne, zielone, spadające gwiazdy oślepiają każdego kto je widział, ślepcy zrozpaczeni swym losem skaczą z okien, a Ziemię przemierzają mordercze, inteligentne rośliny – tryfidy.
A przecież jeszcze we wtorek wszystko było dobrze, świat toczył się swoim utartym nurtem i nic nie wskazywało na to, by miał wypaść z toru!
William Masen budzi się w środę w opustoszałym szpitalu, po operacji wzroku jego oczy pokryte są grubą warstwą bandaża, nic więc dziwnego, że początkowo wszystko wydaje mu się w porządku…. Jest tylko jakby ciszej…
Dzień tryfidów choć po raz pierwszy wydany w 1950 roku wciąż rozpala wyobraźnię. Opowieść o apokaliptycznej katastrofie, która zmusza pozostałe przy życiu jednostki do przewartościowania swojego systemu moralnego i etycznego mogłaby równie dobrze rozgrywać się w scenerii XXI wieku. Dziś, lepiej niż kiedykolwiek wiemy, jak łatwo zaburzyć porządek, wystarczy jeden nietoperz i znany nam świat zostanie sparaliżowany na lata.
Największym plusem tej książki, jest jej przemyślana akcja i rozwijający się bohaterowie. Autor zadbał, by zderzenie z nowym porządkiem rzeczy odcisnęło na nich swoje piętno i wymusiło zmiany moralne i życiowe. Bardzo podobało mi się, że cała akcja „odnajdywania się w świecie po” była logicznie rozpisana i zaplanowana, a postacie miały realne problemy.
Minusem dla mnie był sposób narracji. Od czasu pierwszego wydania Dnia tryfidów minęło ponad pół wieku a w literaturze zmieniło się wiele. Jedną z takich rzeczy jest zdecydowanie tempo akcji i sposób jej prowadzenia. W powieści Johna Wyndhama mamy do czynienia z wspomnieniami głównego bohatera, niemal z jego pamiętnikami - co w dużej mierze wpływa na akcję. Niestety mnie ta ślimaczące się wydarzenia przeszkadzały, bo zanim wgryzłam się w kolejny wątek byłam już zmęczona przeciąganiem poprzedniego.
Finalnie oceniam książkę 7/10 bardzo ciekawie było zerknąć wstecz i zobaczyć jakie książki rozpalały wyobraźnie czytelników w 1950 i zrozumieć, że wcale nie różniły się aż tak bardzo, od tego co pociąga nas teraz.
Za egzemplarz recenzencki dziękuję Domowi Wydawniczemu Rebis
#współpracarecenznecka
#współpracabarterowa
#współpracareklamowa