Lektura lekka, przyjemna i zabawna, chociaż to zależy od indywidualnego poczucia humoru. Czytałam może bez salw śmiechu, ale z uśmiechem na ustach, przypominając sobie czasy moich dzieci w przedszkolu. I bawiłam się świetnie.
Trzyletnia Wiki trafia do przedszkola. A przedszkole „ ... to nie jest miejsce, do którego zaprowadza się dziecko, żeby móc wreszcie spokojnie pracować. To taki uniwersytet dla brzdąców. Jeśli wasze dziecko nie znało jeszcze jakichś sposobów rozrabiania, nauczy się tu ich w okamgnieniu. Choroby, których jeszcze nie przechodziło, otrzyma od pozostałych poprzez handel wymienny. Przedszkole to miejsce, w którym wasze dziecko zostanie doskonale wyregulowane i wreszcie zacznie działać z pełną mocą”.
Więc wyedukowana Wiki rusza do boju, zaszczyca przedszkole swoją obecnością, zakochuje się w nim, a tatę okręca wokół małego paluszka. Tatuś to dzielnie znosi, bo zgodnie z tytułem jest odważny, zbiera wszystkie anegdotki, a potem je zabawnie ( również jak w tytule) opisuje.
Może nie wszystkich ten humor będzie bawić, ale jest szansa, że trafi do:
- tatusiów przedszkolaków, ze względu na ojcowską solidarność
- rodziców dzieci przed-przedszkolnych z powodu niedowierzania
- rodziców dzieci starszych przez wzgląd na falę podobnych wspomnień
- osób bezdzietnych - ze współczucia
- osób lubiących dzieci, bo to śmieszne
- malkontentów, może się rozkręcą i spojrzą na świat przez różowe okulary
- żon tatusiów, żeby zobaczył...