Dlaczego my - współcześni rodzice - którzy od pierwszej klasy wracaliśmy ze szkoły z kluczem na szyi (nie mając telefonów komórkowych!), graliśmy w kapsle (a nikt wtedy nie słyszał o antybakteryjnych nawilżanych chusteczkach!) i wspinaliśmy się na drzewa (czy dorośli nie myśleli wtedy o krzywdzie, jaką może wyrządzić dziecku grawitacja?) wszędzie wietrzymy podstęp i zagrożenie dla naszych dzieci? Nie wypuszczamy ich samych na podwórko (a co, jeśli ktoś je zaczepi?). Wydajemy fortunę na gadżety, mające zapewnić bezpieczeństwo raczkującym niemowlętom (a co, jeśli się uderzy?), stresujemy się, gdy nastolatek przez kwadrans nie odbiera telefonu (pewnie już nie żyje!), a w sprawach związanych z wychowaniem ufamy "ekspertom", zamiast własnemu instynktowi.