Uff... Myślałem, że ta powieść nigdy się nie skończy. Potwornie długa, pełna mistycyzmu, metafor i drobiazgowych opisów nie tylko brutalnych i krwawych walk, ale też przemyśleń i przemian bohaterów.
Autor przedstawił Noc Świętego Bartłomieja skupiając uwagę, podobnie jak w "Religii", nie na kontekst historyczny, ale bezmiarze okrucieństwa i bezsensowności tak ogromnego morza krwi. No i w tym wszystkim nieśmiertelny Mattias Tannhäuser, który niczym średniowieczny Rambo morduje z zimną krwią, bez opamiętania i żadnej litości całe tabuny przeciwników. Nie zważa na głód, zmęczenie i niewyspanie. Zawsze jest pełen wigoru, a śmiercionośnie kusze, łuki, miecze i halabardy zawsze ma pod ręką gotowe do użycia.
Do pomocy ma niezwykłych sprzymierzeńców - gromadę paryskich biednych dzieci, opuszczonych, sierot i społecznych wyrzutków, które lgną do niego niczym wierny pies do swego pana. Zresztą i wiernego psa też nie brakowało.
Mam mały dylemat z jednoznaczną oceną tej powieści. Z jednej strony autor włożył mnóstwo serca w jej napisanie. Wysilił się na wyszukane opisy, na artyzm, ale z drugiej trochę przekombinował. Zbyt rozdęta jest ta powieść, zbyt długie opisy cierpień, przemyśleń i przemian głównych bohaterów. Za dużo też było krwi, dekapitacji głów, kończyn i rozpruwanych wnętrzności. Pod koniec nużyło wręcz...
Nie mniej jednak Willocks udowodnił, że potrafi pisać w sposób przykuwający uwagę i wciągający w stworzoną przez siebie akcję. Intrygi przez niego stwor...