Po lekturze w zeszłym roku “Uwierz w Mikołaja” również autorstwa pani Magdaleny Witkiewicz czułam się oczarowana, otulona niczym najcieplejszym kocem i pozostałam w poczuciu, że czas spędzony na lekturze tej powieści, nie okazał się czasem straconym. Tym bardziej byłam pewna, że kiedyś na pewno jeszcze sięgnę po coś tej autorki i nastąpiło to stosunkowo szybciej niż zakładałam. Czy “Drzewko szczęścia” również daje od siebie tyle ciepła i rodzinnej atmosfery, co “Uwierz w Mikołaja”? Przekonajcie się sami…
Kornelia Trzpiot obserwuje swoją rodzinę z przerażeniem. I chociaż wszyscy dookoła niej sądzą, że ona to już niczego nie dostrzega, ta jednak widzi najmniejsze mankamenty. Pewnej wieczerzy wigilijnej postanawia uderzyć dłonią w stół (tak mocno, że śledzie prawie tracą swoją pierzynkę!) i zaprotestować. Oraz dać rodzinie coś, co sprawi, że chociaż na chwilę będą musieli ze sobą na nowo zacząć współpracować. Oznajmia wszystkim, że dopóki jej rodzina nie znajdzie w swoim drzewie genealogicznym jakiegoś herbu, to ona nie zamierza umrzeć! Z początku wszyscy biorą to za istne żarty, ale szybko się okazuje, że herb po prostu musi się znaleźć. Czy jednak jego poszukiwania pozwolą scalić na nowo rodzinę Kornelii?
Muszę przyznać, że powieść ta oczarowała mnie ponownie i dała poczucie, że rodzina to jednak powinna być najważniejsza. Nikt nie chce spędzać szarej codzienności samotnie. Magdalena Witkiewicz z niezwykłą starannością, ale także ciepłem stworzyła swoich wszystkich bohaterów. Tutaj nawet, jak ktoś się źle zachowuje, to nie da się go nie lubić. Najbardziej pokochałam Kornelię, to chyba wybór oczywisty. Chciałabym mieć taką babcię, której wszędzie pełno i każdego dnia ma jakieś ciekawe pomysły na spędzanie czasu wolnego. Ale również w odpowiednich momentach jest gotowa rzucić wszystko i biec na ratunek na przykład na ratunek swojej ukochanej wnuczce. Albo chciałabym w tak zacnym i pięknym wieku, dziewięćdziesięciu kilku lat tryskać energią, być niezależną i pełną pasji babcią. Historia poniekąd również dotyka ważnych tematów, o których w dzisiejszych czasach mówi się jeszcze trochę za mało. Mianowicie dotyczy LGBT, tego jak są postrzegane takie osoby, jak otoczenie na nie reaguje (chociaż w książce zostało to niezwykle sympatycznie wspomniane), a także dotyczy trudnych niekiedy relacji pomiędzy matką a córką, ale ukazująca jednocześnie, że kiedy taka relacja całkowicie zaniknie ma to nieodwracalny skutek na rozwój i postrzeganie świata przez dziecko. Niezwykle intrygującym momentem okazały się fragmenty z krową Felicją, do której wszyscy uwielbiali się przytulać, co pomagało ogarnąć trudy życia. Najbardziej jednak w napięciu trzymały wzmianki o tajemniczym Szkocie, który szykował się właśnie do wyjazdu, tylko nie wiadomo z kim i po co… A wyjaśnienie tego było po prostu mistrzowsko poprowadzone! Warto było na nie czekać cierpliwie, bez zaglądania na koniec!
Podsumowując, “Drzewko szczęścia” to niezwykła historia o rodzinie, która gdzieś po drodze zaplątała się w niuanse życia. Nie potrafią już doceniać tego, co mają i kogo mają u swego boku (albo nigdy tego nie robili?), prą tylko do przodu i dla jednych liczy się tylko przygoda i poznawanie nowości, a dla drugich kariera i wspinanie się po drabinie awansów (a ta, zdaje się, że nie ma końca…). W końcu uświadamia czytelnikom w bardzo subtelny sposób, co powinno być najważniejsze w ich życiu, na czym warto się skupić, a co jednocześnie odrobinę odpuścić…