Niestety to może nie być opinia powszechnie akceptowalna, nie będzie to też opinia - pieśń pochwalna. I domyślam się, że może nie zdobyć zbyt wielkiej popularności i poparcia. Trudno, przede wszystkim będę szczera ze sobą. A książce która mi się nie podoba nie wystawię ładnej laurki. Ale do rzeczy.
To nie moja bajka. Niestety nie tym razem, nie udało się.
Moja młodzieżówkowa dobra passa musiała w pewnym momencie natrafić na przeszkodę i właśnie jest to Dotyk Julii.
Nie zagrało mi jedno – postapo/antyutopia, potem drugie – narracja w czasie teraźniejszym, a trzecie i kolejne poszło lawinowo. Irytowały mnie te ciągłe przekreślenia tekstu by potem narratorka, czyli Julia, zmieniła swoje myśli. To jej notatnik. Prywatne zapiski. Czemu tak często zmieniała zdanie co do tego co warto zapisać? No i czy czytelnik ma czytać to skreślone?
I okej, gdyby te przekreślenia pojawiały się sporadycznie, byłabym w stanie zrozumieć, nawet okej, natłok myśli. Ale no psia mać. Nie. Co. Trzecie. Zdanie.
Nie wiem, mam wrażenie, że nie chwytam jakiegoś drobiazgu, przekazu. Może jestem za stara akurat na Dotyk Julii. Co byłoby troszkę dziwne, bo została mi polecona przez bibliotekarkę, na oko kobietę w moim wieku.
Z racji, że to postapokaliptyczna wizja świata, nie jest słodko. Nie żebym zawsze musiała mieć słodko, ale brakło mi tu tego ‘czegoś’. Co prawda nie mogę odmówić autorce umiejętności plastycznego opisywania świata. Ten można sobie wyobrazić z łatwością. Także, to nie jest tak że widzę same minusy :P
Tylko, że bohaterowie mają lat niby naście. A mam wrażenie jakby mieli znacznie więcej. Dorośli w skórze dzieci, nie lubię tego. Niby można sobie tłumaczyć to, że świat w jakim przyszło im życ wymógł na nich szybsze dojrzewanie.
To trochę jak w Igrzyskach śmierci – Katniss niby była nastolatką ale mentalność trzydziestolatki jak w pysk strzelił. Odpowiedzialność i jej ciężar, niestety nie słodki.
Dodając do tego krzywdę i okrucieństwo jakiego doświadczają, albo są sprawcami już całkiem robi się niezbyt miło.
Czytając książkę w głowie zapalała mi się lampka – ‘ale to już gdzieś było’. No i mnie olśniło. X-men. Taki film. Powstał na tyle dawno, nie mówiąc już o komiksach, że autorka spokojnie mogła rżnąć z tego uniwersum ile wlazło. I wydaje mi się, że właśnie to robiła.
Może nie do granic plagiatu, ale jednak… Inspiracja była ;)
I to też dziwne, bo X-menów lubię, inspirowanie też nie jest dla mnie czymś mocno obrzydliwym, zwłaszcza, gdy nie występuje jak pozmierzchowa obsesja na punkcie kłów, a tu… No świat Julii mnie nie porwał.
Wątek romansowy… Na ogół szukam go w książkach i dopatruję się romansu nawet tam, gdzie raczej nie ma szans występować, tutaj jest całkiem rozbudowany. Ale i on jakoś nie porwał mnie.
Chyba się zbyt mocno uprzedziłam i zwyczajnie książka mnie już nie potrafiła cieszyć żadnym swoim elementem.
Wiem, sporo zostało do odkrycia w kolejnych tomach. Tylko wątpię czy ja chcę to odkrywać.