W każdym fachu jest ryzyko. Twórcę z bokserem łączy to, że obydwaj niekiedy biorą w szczękę. Tak się przydarzyło i mnie z okazji pierwszego wydania Ukrainy. Przy najmniej spodziewanej okazji, zważywszy, jak zaopiniował książkę niełatwy do posądzeń o ?antyukraińskość\" Jerzy Giedroyc. Pisał do mnie Redaktor w liście z 29 września 1998 roku: ?Czytam bardzo uważnie Dopóki milczy Ukraina. Książka jest rzeczywiście znakomita i nareszcie te sprawy ukraińskie są postawione w sposób bardzo trzeźwy (...) mam nadzieję, że Pani książka da dużo do myślenia zarówno Ukraińcom, jak i Polakom i przyczyni się do sprecyzowania naszej polityki, tzn. powstania naszej polityki wschodniej, bo w tej chwili są to tylko sztance i frazesy\". Tymczasem tygodnik ?Nasze Słowo\" specjalnie dla mnie ustanowił i nagłośnił antynagrodę ?Słomianego chochoła\" za najbardziej kuriozalną wypowiedź na tematy ukraińskie. W przeciwieństwie do Niemców Ukraińcy wciąż jeszcze nie potrafią radzić sobie z zaszłościami własnej historii. Giedroyc szedł na ustępstwa w granicach rozsądku. Znamienna konstatacja Redaktora w liście z 27 marca 1997 roku: ?Jeśli idzie o problem ukraiński, do tego zagadnienia podchodzę bez żadnych emocji i jestem bardzo daleki od bicia się w piersi za nasze przewinienia\".