Jedno z ulubionych wydawnictw Europe Comics wydało mini serię o eksterminatorze i łowcy potworów z charakterystyczną maską na twarzy (dziobem i goglami). Jak podzielam politykę wydawniczą, to mam maleńki problem z doborem tytułów. Potrafią wydać niesamowite albumy, o których wypowiadałem się w superlatywach, jak ,,Alt-Life''. Ale niekiedy wrzucą gniota do kolekcji i jestem onieśmielony, jak balansują pomiędzy kiczowatą, pompejską rozrywką, a historiami ze średniej półki, gdzie dominuje akcja oraz historyczna rama, poza tym jest to nieliczne wydawnictwo, które promuje polskie tytuły, chwalę sobie kącik dla najmłodszych (mają sporo rzeczy, które cieszą dzieciaków, jak ,,Elma'' - napiszę opinię niebawem). Lubię to wydawnictwo za różnorodność, i chcąc nie chcąc, słabsze pozycje tylko umacniają jego skład, gdyż nie potrafisz przewidzieć, na co trafisz, Doctor Crowe wybija się z tej oferty nieskrępowaną zabawą bez jakichkolwiek oczekiwań ze strony kupującego.
No bo ,,Dr. Crowe'' to pulpa napełniona parą i laniem po pyskach w ilościach przekraczających legalną dawkę. Skacze jak oszalałe stado - przenosimy się z jednego krańca na drugi, od Rumunii, po Irlandię, przez starożytne katakumby, obce byty z kosmosu, i jakkolwiek doceniam cytaty od Poe czy Lovecrafta, nijak się mają do opowiadanych historii. Z początku bawi, bo jest świeżość i super towarzyszka Nora. Lecz szybko zamienia się w festiwal brutalnych pojedynków z gadami czy bóstwami, które dostają epicki łomot i za...