„Nie potrzebowała deszczu ognia, morza lodu czy potrójnych ust Szatana z opisu Dantego. Nie potrzebowała ciemnej doliny pełnej martwych dzieci, mrocznej otchłani czy piekła wstydu, o których mówiła jej matka. Piekło było tu i teraz. Miejsce rozpaczy i cierpienia wywołanego przez nią samą”.
Piekło wojny, dramatyczne wybory, zabijanie, aby przeżyć; tego nie powinna doświadczać nastolatka. Młoda dziewczyna powinna snuć marzenia, pięknie się ubierać, bawić w gronie przyjaciół, doświadczać pierwszej miłości. Sara Goldstein nie miała takiego wyboru. Jej przyszło walczyć, może nie na pierwszej linii frontu, niemniej jednak stawiając na szali swoje życie. Jest rok 1940, Sara, teraz znana jako Ursula Haller, wciąż pomaga aliantom. Grając rolę wiernej nazistki, bierze udział w licznych przyjęciach, zbierając informacje. Bo któż by podejrzewał młodziutką, śliczną Niemkę o niecne zamiary? Po alkoholu języki się rozwiązują i w zalewie pijackiego bełkotu można wyłowić prawdziwe perełki.
Kiedy kapitan, z którym współpracuje, dostaje informacje o niemieckim naukowcu, który gdzieś w Afryce Środkowej stara się stworzyć broń biologiczną, mordując przy tym niezliczone rzesze tubylców, postanawiają udać się w niebezpieczną podróż i powstrzymać szaleńca. Nie wiedzą jednak, że trafią do prawdziwego piekła na ziemi.
Kiedy przeczytałam część pierwszą cyklu Sara Goldstein pt. „Sierota, bestia, szpieg”, byłam pod...