Nadszedł ten oczekiwany moment kiedy udało mi się dobrnąć do końca kolejnej części serii Mroczna Baśń.
Tym razem głównym bohaterem historii była królewna Aurora, która ukuła się w palec wrzecionem. W wyniku tego zapadła z sen, a wraz z nią całe królestwo. Z pomocą przybywa jej książę, który pokonawszy smoka całuje piękną dziewczyna aby wyzwolić wszystkich od klątwy. Jednak coś poszło nie tak, jak powinno. Książę sam zapada w sen, ale co dziwniejsze w tym śnie toczy się dalej życie. Książę wraz z księżniczką próbują pokonać złą Diabolinę aby obudzić się i móc "wrócić" do świata rzeczywistego.
Cóż nie zamierzam się długo rozwodzić nad tą pozycją. Sama historia jest okej, ale moment, w którym bohaterowie zawzięcie próbują dotrzeć do chatki jest po prostu nudny. Uważam, że ta podróż jest przeciągana na siłę, a większość wydarzeń, które miały miejsce podczas drogi nic nie wnoszą do dalszej części historii.
Być może jest to spowodowane tym, że nawet jako dziecko nigdy nie przepadałam za historiami księżniczek, które czekały na ratunek przystojnego księcia i żyły długo i szczęśliwie. Jakoś mnie to nie kręciło.
Jeśli chodzi o polecenie jej to sama nie wiem dla kogo jest ona napisana. Dla dzieci jest to zbyt drastyczne - dla dorosłych zbyt dziecinne. Gdybym miała porównać Śpiącą Królewnę do Krainy Lodu w serii Mroczna Baśń, to zdecydowanie ta pierwsza jest na przegranej pozycji i jak dotąd uważam, że jest to najsłabsza historia (przynajmniej z tych, które do tej pory przeczytałam i które zostały przetłumaczone na język polski).