Oczekiwałam po tej książce opowiedzianej po bożemu historii polskich emancypantek i stąd przede wszystkim wynika moje rozczarowanie. Autorka postanowiła bowiem opowiedzieć o emancypacji nie chronologicznie, ale zagadnieniami, które wydają mi się niekiedy dobrane arbitralnie. W ramach zagadnień opowieść prowadzona jest zwykle chronologicznie, ale zdarza się też, że idzie w drugą stronę - od lat 90 wstecz. I tu mój drugi zarzut, bo uważam, że wcześniejsza cezura, powiedzmy, koniec PRL albo II RP, lepiej by tej książce zrobiła. Po prostu z dystansu lepiej widać. A już kompletne nieporozumienie to wrzucanie do książki o ambicjach naukowych passusów czy impresji w stylu felietonowym, jak ta o matriarchacie.
W efekcie dostajemy pracę poruszającą ważne, ciekawe tematy, ale w sposób chaotyczny i nieco zdawkowy. Mam wrażenie, że chociaż sporo się z tej książki dowiedziałam, to nie układa mi się to w spójną całość.