Czy wojny są nieuchronne? Czyli pokój, miłość i wolność

Tom G. Palmer
Czy wojny są nieuchronne? Czyli pokój, miłość i wolność
Popraw tę książkę | Dodaj inne wydanie

Opis

Ekonomia pokoju – dlaczego dobrze mieć bogatych sąsiadów? Emmanuel Martin Czy jeśli ktoś zyskuje, to ktoś musi tracić? Czy jeden naród zyskuje kosztem innym? Czy ludzie skazani są na nieustanny konflikt? Emmanuel Martin jest ekonomistą i dyrektorem wykonawczym Instytutu Studiów Ekonomicznych Europa (Institute for Economic Studies–Europe). Poza organizacją projektów w Europie i Afryce, był redaktorem-założycielem UnMondeLibre.org i LibreAfrique.org. Pisał dla takich tytułów, jak „Le Cercle des Échos” i „Les Échos” we Francji, „Il Foglio” we Włoszech, „L’Écho” w Belgii, „Libération” w Maroko i „The Wall Street Journal–Europe”. Amunicja wojenna, czas i praca funkcjonariuszy cywilnych i wojskowych, przeznaczonych do obrony kraju – wszystko to nie istnieje, chociaż było znakomicie użyte[1] [Jean-Baptiste Say] Zwycięzcy i przegrani Wielu ludzi jest zdania, że jeśli jedna osoba korzysta, inna musi stracić. Takie osoby wierzą, że suma odnoszonych przez ludzi korzyści i strat wynosi zero, co oznacza, że na każdy zysk jednej grupy przypada analogiczna i równa strata innej grupy. Dlatego kiedy ludzie myślący w ten sposób widzą, że komuś się powodzi, rozglądają się wokół w poszukiwaniu osoby, która z konieczności poniosła analogiczną stratę. Gdyby to był jedyny możliwy model rozwoju, konflikt społeczny byłby wszechobecny, a wojna byłaby nieunikniona. Na szczęście są inne modele rozwoju, które nie pociągają za sobą analogicznych strat po stronie reszty. Współczesny świat jest na to mocnym dowodem, ponieważ dochody zwiększyły się praktycznie w każdym zakątku globu. Więcej ludzi żyje dziś dłużej, zdrowiej i zamożniej niż w przeszłości. Nie tylko większej liczbie ludzi żyje się lepiej, ale to samo dotyczy również coraz większego procentu światowej populacji. Oczywiście w niektórych przypadkach zysk jednej osoby pojawia się kosztem innej. Na przykład, jeśli złodziej coś ukradnie, odniesie zysk kosztem ofiary. Ale zyski można czerpać także z innego rodzaju działalności, niż kradzież, takich jak praca, innowacje, odkrycia, inwestycje i wymiana. Jeden z najważniejszych ekonomistów wszech czasów wytłumaczył jasno i wyraźnie, jak twój zysk może być także moim zyskiem. Czyniąc to, wyjaśnił nie tylko ekonomiczne podstawy materialnego rozwoju, ale także podstawy pokoju. Jean-Baptiste Say (1767-1832) jest czasem uważany za „francuskiego Adama Smitha”, ale w rzeczywistości był on kimś znacznie więcej, niż tylko popularyzatorem koncepcji Smitha i znacząco rozwinął jego myśl. Tak samo jak Smith, Say był krytykiem wojny, kolonializmu, niewolnictwa i merkantylizmu oraz adwokatem pokoju, niezależności, oswobodzenia i wolnej wymiany. Posunął naprzód prace Smitha nie tylko w wyjaśnieniu tego, że usługi posiadają wartość (dokładnie mówiąc, że wartość dóbr materialnych bierze się z usług, jakie nam one dostarczają), ale również tego, że produkcja dóbr i usług jest źródłem popytu na inne dobra i usługi. Nazywa się to czasami „prawem rynków Saya”. Jest to bardzo istotne spostrzeżenie nie tylko dla „makroekonomistów”, ale ogólnie dla relacji społecznych, a w szczególności – relacji międzynarodowych. Jeśli ludzie cieszą się wolnością handlu, wzrost bogactwa jednej strony nie jest szkodliwy, lecz korzystny dla pomyślności pozostałych stron wymiany, ponieważ zwiększające się bogactwo jednego handlującego partnera oznacza większy efektywny popyt na dobra i usługi pozostałych. Wrogowie wolnego rynku, zwłaszcza gospodarczy nacjonaliści i merkantyliści, twierdzą, że jeśli jeden kraj się rozwija, musi tak być kosztem reszty krajów. Ich pogląd na świat nazywany jest „grą o sumie zerowej”, co oznacza, że suma zysków wynosi zero – jeśli ktoś zyskuje (plus), ktoś musi tracić (minus). Say pokazał, że pogląd ten jest niepoprawny. Ma to znaczenie dla pokoju, ponieważ oznacza, że kraje mogą się rozwijać razem i dobrowolny handel przynosi wzajemne korzyści. Handel jest „grą o sumie dodatniej”, co oznacza, że suma zysków jest dodatnia. Dla porównania, konflikt i wojna są gorsze od gier o sumie zerowej, w których zysk jednej strony jest równy stracie drugiej strony. Wojny są prawie zawsze „grami o sumie ujemnej”, w których sumy strat są większe od jakichkolwiek zysków i dlatego, mówiąc ogólnie, wojna jest przegraną dla obydwu stron. Świat producentów-konsumentów Narody nauczą się, że nie mają żadnego interesu w walczeniu ze sobą; że z pewnością spotkają ich wszystkie nieszczęścia przegranej, podczas gdy korzyści z wygranej są całkowitą iluzją[2] [Jean-Baptiste Say] Say wyjaśnił, że w gospodarce opartej na wymianie, ludzie powinni być postrzegani zarówno jako producenci, jak i konsumenci. Produkować znaczy „nadawać rzeczą wartość przez nadawanie im użyteczności”[3]. Postęp przemysłowy mierzy się zdolnością wytwarzania nowych produktów i zmniejszania cen produktów już istniejących. Kiedy produkuje się więcej dóbr, oznacza to, że ceny będą niższe, niż byłyby w przeciwnym razie, co z kolei oznacza, że występuje dodatkowa siła nabywcza, pozostająca do dyspozycji konsumentów, dzięki której mogą oni kupić kolejne dobra. Say wyjaśnił, że przedsiębiorca jest kluczową postacią w tym procesie tworzenia „użyteczności”. Sam był przedsiębiorcą i rozumiał rolę „inicjatora” (enterpriser), osoby, która „podejmuje” nowe śmiałe przedsięwzięcia i poszukuje odpowiedzi na pytanie, jak wytwarzać dobra i usługi, przy jak najmniejszym poświęceniu (to właśnie znaczy wyrażenie „ciąć koszty” produkcji). Say wyjaśnił istotną rolę, jaką przedsiębiorcy mają do odegrania na rynku. Przedsiębiorców bardzo często przedstawia się jako wizjonerskich geniuszy, którzy mają niezwykłe zdolności i pełną wiedzę o rynkach, technikach, produktach, gustach, ludziach itd. Ale Say tłumaczył, że my wszyscy, włącznie z tymi wokół nas, którzy są w większym stopniu „pospolici”, także podejmujemy się przedsiębiorczych działań. Jednym ze sposobów rozumienia przedsiębiorczości jest określanie jej jako szukanie sposobów, by produkować jak najniższym kosztem, który „uwalnia” rzadkie zasoby, tak by można ich było używać do zaspokajana innych potrzeb. Pracownik fabryczny, który widzi, jak produkować taką samą ilość w krótszym czasie. Rolnik, który planuje uprawy w taki sposób, by zminimalizować czas poświęcany na orkę i pielenie. Restaurator, który ma na uwadze, kiedy ludzie wychodzą z pracy, dzięki czemu może dopilnować, aby jedzenie było gotowe we właściwym czasie. Wszyscy patrzą, jak zwiększyć produkcję przy najmniejszych kosztach. Aranżowanie wymian jest również formą produkcji – sprawia, że rzadkie produkty są dostępne w takich miejscach albo porach, w których w przeciwnym razie nie byłyby dostępne oraz przynosi korzyści obu stronom transakcji, co jest powodem tego, że strony dokonują wymiany[4]. „Prawo Saya” i wzajemne zyski Potężna konstrukcja teoretyczna, która pomaga zrozumieć rozwój gospodarczy, jest znana jako „Prawo rynków Saya”. W opublikowanym w 1803 roku słynnym Traktacie o ekonomii politycznej, w rozdziale o „Débouchés” (punkty sprzedaży dóbr, które moglibyśmy przetłumaczyć jako „rynki”), Say opisał, jak „produkcja otwiera zbyt produktom”[5], ponieważ – jak podsumowano tę koncepcję później – „produkty są wymieniane na produkty”. Slogan „podaż tworzy swój własny popyt”, który często przypisuje się Sayowi, jest karykaturą jego poglądu. Say opisywał dokładnie to, co obserwujemy, jako że świat staje się coraz bogatszy: uśrednione bogactwo światowe wzrosło od czasów Saya wielokrotnie, poziom biedy się zmniejsza, a wskaźniki zdrowia, piśmienności, długości życia i dostępu do dóbr konsumpcyjnych wśród biednych polepszyły się. Say był jednym z pierwszych, którzy zrozumieli mechanizm przyczynowości, stojący za rosnącym globalnym dobrobytem, „efekt kuli śnieżnej” powiększającego się bogactwa wśród wymieniających się partnerów. W suchym języku współczesnej ekonomii jest to „międzysektorowa teoria rozwoju gospodarczego”, w której rozwój jednego producenta/sektora/narodu przekłada się na rozwój rynku lub popytu w stosunku do innych produktów/sektorów/narodów. Okazuje się, że dostrzeżenie tego jest bardzo miłym doświadczeniem. Kiedy przedsiębiorcy produkują więcej własnych, wyjątkowych produktów, wytwarzają więcej użyteczności dla innych. Z kolei ci inni, dzięki specjalizacji produkcji, również wytwarzają więcej użyteczności, co napędza handel. Kupowanie od innych sprawia, że każdy ma więcej „siły nabywczej”. Posługując się terminologią innego wielkiego francuskiego ekonomisty, Jacquesa Rueffa, każdy zyskuje więcej „uprawnień” dzięki użyteczności, którą wytworzył dla drugiej osoby. Z kolei dzięki większej ilości uprawnień, każdy może nabyć więcej od drugiego. W kontekście wymiany produktów wzajemne zyski są kumulatywne. Ja staję się bogatszy, dostarczając mojemu sąsiadowi więcej użyteczności, a on bogaci się, dostarczając więcej użyteczności mnie. A ponieważ ja jestem bogatszy, mogę kupić więcej od mojego sąsiada, który z kolei również stanie się bogatszy. Oczywiście możliwości podziału pracy i produkcji w małej lub zamkniętej gospodarce są ograniczone, ale na większych rynkach otwiera się więcej perspektyw dla licznych jednostek, zawodów i działów gospodarki. Jak przed Sayem wyjaśniał Adam Smith: „Stopień podziału [pracy – przyp. tłum.] musi być zawsze ograniczony zakresem tej wymiany, czyli, innymi słowy, rozległością rynku”[6]. Say dodał, że: „im producenci są liczniejsi, a produkcja większa, tym zbyt jest łatwiejszy, rozmaitszy i bardziej rozległy”[7]. Opisał dodatnią sumę wymiany produktów. W przypadku dobrowolnych wymian, fakt, że moi klienci stają się bogatsi, jest dla mnie bardzo dobrą wiadomością. Z drugiej strony, jeśli stają się biedniejsi, jest to po prostu zła wiadomość. Mówiąc słowami Saya: „Jedna prosperująca gałąź handlu zachęca do kupna i sprzyja w ten sposób obrotom we wszystkich innych dziedzinach i odwrotnie: jeśli pewien dział rękodzielnictwa lub handlu zamiera, inne działy też na tym cierpią”[8]. Say wyjaśnił, że rozwój gospodarczy jest samopodtrzymującym się mechanizmem, opartym na – żeby posłużyć się nowoczesnym, nieco sztywnym językiem – prawdziwie „endogenicznym rozwoju”: „wielkość rynku”, która jest tak istotna dla stopnia specjalizacji i podziału pracy, jest endogeniczna w tym sensie, że zależy od samej produkcji. Większa ilość produkcji generuje więcej siły nabywczej, która przekłada się na większy rozmiar rynku, który z kolei dostarcza możliwości dla zwiększonej produkcji. Mechanizm rozwoju ma oczywiście charakter przyrostowy i ewolucyjny. Z tego powodu w czasach Saya „można […] było dokonać […] we Francji w ciągu roku sześć czy osiem razy więcej zakupów niż za nędznego panowania Karola VI”[9]. Podział pracy i specjalizacja zwiększa liczbę podmiotów gospodarczych i tworzy nowe gałęzie gospodarki (a nawet podgałęzie). Gospodarka rynkowa to proces, który jest w ciągłym ruchu. W porównaniu do większości ekonomistów żyjących w jego czasach, Say był optymistą. Będąc dalekim od obsesji na punkcie rzadkości, podkreślał zdolność człowieka do tworzenia produktów i generowania bogactwa i tłumaczył, w jaki sposób tego rodzaju działalność poprzedza takie same działania innych. Tłumaczył, że produkcja i wymiana to gra o sumie dodatniej. Zdaniem Saya, rzadkość miała być przezwyciężona dzięki przedsiębiorczemu duchowi i usługom, dzięki wymianie i innowacji. A zatem rzadkość nie była jego obsesją, jak miało to miejsce w przypadku Thomasa Malthusa, z którym prowadził dyskusję. Say starał się zbadać i zrozumieć ekonomię rozwoju i argumentował przeciwko ponuremu obrazowi ludzkiej przyszłości, odmalowanemu przez Malthusa. Okazało się, że miał rację, a Malthus się mylił. Prawo Saya zastosowane na poziomie międzynarodowym Bez względu na to, czy dochodzi do tego między granicami państw, czy wewnątrz granic, wyrządzanie krzywdy sąsiadowi jest wyrządzaniem krzywdy sobie: „Każdy jest zainteresowany w pomyślności wszystkich, że powodzenie jednego rodzaju przemysłu dodatnio wpływa na rozwój innych”[10]. W rzeczywistości, w jednym kraju bardzo rzadko można znaleźć ludzi skarżących się na dobre prosperowanie innego miasta albo innej branży. Większość ludzi rozumie, że jeśli francuskim rolnikom będzie się dobrze wiodło, przyniesie to pożytek dla francuskich pracowników w miastach i vice versa. W tym przypadku wymiana z ludźmi ze wsi jest prawdziwym źródłem zysków mieszkańców miast i na odwrót. Obie grupy dysponują tym większymi środkami na zakup większej liczby i lepszej jakości produktów, im więcej same produkują: Miasto otoczone bogatymi wsiami ma licznych i zamożnych klientów, w sąsiedztwie zaś bogatego miasta produkty wiejskie mają wyższą wartość. Wskutek fałszywego rozróżnienia klasyfikuje się narody na rolnicze, rękodzielnicze i handlowe. Jeśli w narodzie dobrze stoi rolnictwo, staje się to przyczyną rozwoju rękodzieł i handlu; jeśli rękodzieła i handel kwitną, rolnictwo rozwija się lepiej[11]. Say kontynuuje swój wywód, by pokazać, że relacje między krajami nie różnią się od relacji między regionami czy miastami a terenami wiejskimi: Naród w stosunku do swojego sąsiada jest w takiej samej sytuacji, jak jedna prowincja wobec innej, jak miasto wobec wsi: zainteresowany jest w jego rozwoju, pewien korzyści z jego zamożności.[12] Bogaci sąsiedzi ponownie są tu przedstawieni jako nasza szansa na większą sprzedaż i wzbogacenie się. Say wypowiada się jeszcze jaśniej w swojej korespondencji z Malthusem, pokazując, do jakiego stopnia kupiec ma interes w tym, aby inne państwa i regiony były bogate: Jeśli powiem, że produkt stwarza możliwość zbytu produktu; że kiedy środki ekonomiczne, obojętnie jakiego rodzaju, są uwalniane z pęt, zawsze znajdują zastosowanie w realizacji najpilniejszych celów narodów; i że te pilne cele od razu wytwarzają nową populację i nowe środki zaspokojenia jej potrzeb, wszystkie widoczne skutki nie przemawiają przeciwko mojemu stanowisku. Cofnijmy się tylko dwieście lat wstecz i załóżmy, że kupiec przewoził wartościowy ładunek do miejsc, w których obecnie znajduje się Nowy Jork i Filadelfia. Czy mógł sprzedać swoje towary? Załóżmy nawet, że udało mu się znaleźć tam jakieś przybytki rolnicze lub manufaktury. Czy mógł tam sprzedać chociaż jeden artykuł? Nie ma wątpliwości, że nie mógł. Musiał je skonsumować samemu. Dlaczego obecnie widzimy coś odwrotnego? Dlaczego towary przywiezione albo wyprodukowane w Filadelfii czy Nowym Jorku, są bez problemu sprzedawane po aktualnej cenie? Wydaje mi się oczywiste, że dzieje się tak dlatego, że hodowcy, handlarze, a teraz nawet fabrykanci z Nowego Jorku, Filadelfii i sąsiednich regionów, wytwarzają albo wysyłają tam jakieś produkty, dzięki którym kupują to, co ktoś inny przywiózł do nich z innych miejsc”[13]. Bariery handlowe („protekcjonizm”) jako gry o sumie ujemnej Kiedyś wiele osób (a dziś niektórzy) twierdziło, że nie potrzebujemy handlować z obcokrajowcami i że wszystko powinniśmy robić „u nas”. Say przedstawił bardzo wnikliwą krytykę takiej mentalności: „Być może ktoś powie, że to, co jest dobre w przypadku nowego państwa, może nie stosować się do starego: że w Ameryce było miejsce dla nowych producentów i konsumentów, ale w kraju, który już ma więcej producentów niż potrzeba, w cenie są jedynie nowi konsumenci. Pozwól, że odpowiem, iż jedynymi prawdziwymi konsumentami są ci, którzy sami produkują, ponieważ mogą samodzielnie kupować wytwory innych; iż nieproduktywni konsumenci nie mogą kupić niczego, jeśli nie zapłacą wartością wytworzoną przez producentów”[14]. Say opisuje, jak „protekcjonizm” niszczy sam siebie: „Co byśmy powiedzieli, gdyby przed wejściem do każdego mieszkania ustanowiono opłaty za wnoszenie odzieży i butów, aby zmusić jego właściciela do konieczności wyrabiania ich sobie samemu?”[15] Wyprzedzając swą epokę, był w pełni świadom ważnej roli międzynarodowego łańcucha wartości. Niektórzy skarżą się, że część krajów popada w „deficyty handlowe”, a inne w „nadwyżki handlowe”, i sugerują nawet, że wszystko, co jest w „deficycie” musi być złe. Say wyjaśnił błąd tkwiący w „bilansie handlowym”, destrukcyjnym dziedzictwie myśli merkantylistycznej, która była źródłem wielu wojen. „Wojny handlowe” czy „taryfy odwetowe” wykorzystuje się jedynie po to, by chronić interesy małej grupy, która jest wystarczająco przebiegła, by doprowadzić do tego, że opinia publiczna będzie mylić interesy tej wąskiej grupy z interesem całego narodu. Say był nieufny wobec tego, co nazywamy dziś „porozumieniami o wolnym handlu”. Jednostronny wolny handel był ulubioną polityką Saya: należy traktować zagraniczne narody jak sąsiadów i przyjaciół. Traktaty o wyłącznie handlowej naturze pociągają za sobą nierówne traktowanie partnerów: „koncesje” udzielone eksporterom z jednego państwa oznaczają „odmowę koncesji” dla reszty, a to jest źródłem konfliktu. Say był już w stanie dostrzec, że zamiast generowania większej liczby wymian handlowych, traktaty takie mogą jedynie powodować „przesunięcie handlu”, odsunąć przepływy handlowe od krajów, których rządy nie były stronami traktatu. Say przestrzegał przed niebezpieczeństwami płynącymi z przyznawania subsydiów eksportowych. Tego rodzaju polityka przyciąga, jak się ich obecnie nazywa, „kolesi” i „poszukiwaczy renty”, którzy manipulują prawem dla własnej korzyści. Say był krytykiem „kapitalizmu kumoterskiego” avant la lettre, zanim stał się on szeroko rozpoznawany. Kumoterstwo to, by posłużyć się terminem innego wielkiego francuskiego ekonomisty, Frédérica Bastiata, „wzajemna grabież”. Przeciwnikiem Saya w kwestii wolnego handlu – i pokoju – był nie kto inny, jak sam Napoleon Bonaparte. Będąc wydawcą czasopisma „Décade Philosophique”, Say początkowo poparł przeprowadzony przez Bonapartego w 1799 roku zamach stanu, który zakończył rewolucję francuską i ustanowił konstytucję konsularną. W rzeczywistości był nawet członkiem Trybunatu, jednej z czterech izb Konsulatu. Jednak po tym, jak w 1803 roku opublikował swój Traité, Bonaparte, który rok wcześniej został konsulem „dożywotnim”, nalegał, by Say od nowa napisał fragmenty dotyczące wolnego handlu i zmienił je tak, by wspierały protekcjonizm i interwencje rządowe. Say zdecydowanie odrzucił prośbę Bonapartego. Intelektualna uczciwość sprawiła, że musiał pożegnać się z Trybunatem, drugie wydanie jego Traité zostało ocenzurowane oraz zabroniono mu pracy jako dziennikarz. Bonaparte został przeciwnikiem Saya również w bardzo praktycznej kwestii. Po usunięciu z życia publicznego, Say zdecydował się uruchomić przędzalnię. Był całkiem przedsiębiorczym człowiekiem, używał najnowszego silnika hydraulicznego, rozbudował załogę do czterystu osób i stanowił poważną konkurencję dla producentów brytyjskich. Tak było aż do momentu, gdy w 1812 roku protekcjonistyczna polityka Bonapartego doprowadziła przedsiębiorstwo do ruiny. Say i pracownicy jego firmy wraz ze swoimi rodzinami doświadczyli bezpośrednio praktycznych konsekwencji złych koncepcji. Pokój jako źródło koniunktury Podczas dowodzonej przez Bonapartego francuskiej wyprawy wojennej do Egiptu w 1799 roku, Say stracił swojego młodszego brata, Horacego, który był bardzo obiecującym intelektualistą. Być może śmierć brata w wyprawie kolonialnej pomogła mu zrozumieć całkowite koszty wojny. W późniejszych wydaniach Traité ostro krytykował czasy „okrutnych wojen (…), jakie nastąpiły we Francji pod panowaniem Bonapartego”[16]. Pokój jest pierwszym warunkiem rozwoju gospodarczego. Ludzie nie inwestują ani nie planują na przyszłość w takim samym stopniu, kiedy są poddawani pogromom czy groźbom pogromów, jak wówczas, gdy panuje pokój. Say podkreślał wagę zmniejszania grabieży (czy „rabowania”) przez państwo. Rządy naruszają własność nie tylko wtedy, gdy przejmują firmy i ziemie, ale także wtedy, gdy nakazują albo zabraniają pewnych sposobów użytkowania czyjejś własności. Say uważał, że rządy powinny być ograniczone i sprawowane według reguł, oraz że „żaden naród nie osiągnął pewnego stopnia zamożności bez podporządkowania się rządowi legalnemu”[17]. Pokój jest oczywiście pierwszym warunkiem wzajemnego bogacenia się narodów. Wojna niszczy, kaleczy i niweczy życia ludzkie, unicestwia bogactwo, wytwarza głód i marnuje rzadkie zasoby. Wojny są grami o sumie ujemnej. Jednym z zadań ekonomii politycznej jest pokazanie kosztów wojny i wartości pokoju. Można dziś spytać Szwajcara w Zurychu albo Szweda w Sztokholmie o przyczyny wspaniałego bogactwa jego miasta czy kraju. Prawdopodobnie odpowiedzieliby: „Nie wysadzaliśmy się w powietrze w dwóch wojnach światowych”. Jak ujmuje to Say: „Narody nauczą się, że nie mają żadnego interesu w walczeniu ze sobą; że z pewnością spotkają ich wszystkie nieszczęścia przegranej, podczas gdy korzyści z wygranej są całkowitą iluzją (…). Panowanie nad lądami i morzami stanie się równie nieatrakcyjne, kiedy zrozumie się jego istotę, że wszelkie płynące z niego korzyści leżą w rękach władców i że dla znakomitej większości poddanych nie niesie ono żadnych korzyści. W przypadku jednostek największą możliwą korzyścią jest pełna swoboda stosunków, której nie sposób wyobrazić sobie bez pokoju. Natura popycha narody ku wzajemnej zgodzie. A kiedy ich rządy przerywają te dobre stosunki i zmieniają je we wrogość, są równie wrodzy wobec swoich ludów, co wobec tych, z którymi walczą. Jeśli ich poddani są na tyle słabi, że dzielą ze swoimi władcami zgubną próżność lub ambicję, nie wiem, jak można by odróżnić tak jawne szaleństwo i absurd od tego, które staje się udziałem bestii, które uczy się walczyć i rozrywać nawzajem na kawałki, jedynie dla rozrywki ich okrutnych panów”[18]. Pokój i wolny handel umacniają się wzajemnie w celu promowania nie tylko gospodarczego rozwoju, ale także prawdziwego bogactwa i ludzkiego rozkwitu. (fragment książki)
Data wydania: 2019-01-31
ISBN: 978-83-64599-38-5, 9788364599385
Wydawnictwo: Fijorr

Gdzie kupić

Księgarnie internetowe
Sprawdzam dostępność...
Ogłoszenia
Dodaj ogłoszenie
2 osoby szukają tej książki

Moja Biblioteczka

Już przeczytana? Jak ją oceniasz?

Recenzje

Czy ja dobrze widzę, że znasz książkę Czy wojny są nieuchronne? Czyli pokój, miłość i wolność? Koniecznie daj znać, co o niej myślisz w recenzji!
️ Napisz pierwszą recenzje

Moja opinia o książce

Cytaty z książki

O nie! Książka Czy wojny są nieuchronne? Czyli pokój, miłość i wolność. czuje się pominięta, bo nikt nie dodał jeszcze do niej cytatu. Może jej pomożesz i dodasz jakiś?
Dodaj cytat
© 2007 - 2024 nakanapie.pl