Nie panuję nad moją domową biblioteczką i są w niej książki, które leżą sobie zapomniane gdzieś z tyłu od kilku lat. Staram się jak mogę nadrabiać starsze tytuły, ale w natłoku kuszących premier nie jest to wcale takie proste. Odkryłam już wielokrotnie, że na przeczytanie czeka wiele perełek i kolejna z nich w końcu trafiła w moje ręce, choć w nieco innych okolicznościach, bo przy okazji wznowienia.
"Czwartkowy klub zbrodni" to powieść już niejako kultowa i ukazała się także u nas kilka lat temu pod trochę innym tytułem. Już wtedy zwróciła moją uwagę, więc kupiłam sobie egzemplarz i odłożyłam na półkę. Dziś mogę tego żałować albo cieszyć się, że przeczytałam go teraz i nie muszę długo czekać na kolejny tom. I wybieram tę drugą opcję.
Richard Osman trafił doskonale w moje wyobrażenie lekkiego, wakacyjnego kryminału. Zawsze miałam słabość do takich opowieści, które są zabarwione zbrodnią, ale jednocześnie jakimś takim ciepłem i nieco czarnym humorem, przy czym niekoniecznie musi to być komedia kryminalna, a właśnie takie cosy crime, jak tak powieść jest określana na zachodzie.
Wkręciłam się w tę historię od pierwszych stron, a z czasem tylko pozytywnie zaskakiwała mnie coraz bardziej. Nie spodziewałam się zupełnie tak wielowątkowej sprawy, a tak naprawdę wielu powiązanych ze sobą przestępstw, które krok po kroku odkrywała grupa detektywów amatorów.
I warto zatrzymać się na chwilę przy bohaterach, bo rzadko w literaturze gatunkowej pojawiają się emeryci. A że to wdzięczne postaci do prowadzenia dochodzeń udowodniła już przecież Agatha Christie, tworząc kultową pannę Marple. Richard Osman poszedł dalej i obdarował nas wyjątkową czwórką. Dwie panie i dwóch panów reprezentują chyba wszystkie możliwe typy starszych ludzi, a mimo to, choć może właśnie dzięki temu, doskonale się uzupełniają.
Smaczkiem jest też to, że w książce pojawia się polski wątek i zdradzę tylko tyle, że jest bardzo istotny, staje się też przypadkiem motorem napędowym całego śledztwa.
"Czwartkowy klub zbrodni" to absolutnie doskonały debiut Richarda Osmana. Oprócz dostarczenia kilku godzin rozrywki w kryminalnym wydaniu, skłania także do refleksji nad ostatnim etapem życia i pokazuje, że można nie tylko starzeć się godnie, ale także ciekawie.
Moje 8/10.