To, że napiszę Czarnych baronów, wiedziałem już podczas wykonywania zasadniczej służby wojskowej w Nepomuku i sąsiadujących z nim miejscach pracy. Ale wtedy nie odważyłem się jeszcze zabrać do stworzenia obszerniejszego dzieła. Dopiero w roku 1963 napisałem początkowych 120 stron. Czytało je kilku mych przyjaciół, którzy uznali mnie za samobójcę i oznajmili, że "to" nie ukaże się nawet za sto lat. W związku z tą perspektywą zrobiłem pięcioletnią przerwę aż do wiosny 1968 r. W tym czasie pan Josef Cabela wznowił wydawnictwo w Havlickuv Brode i nazwał je "Vysocina". Zachęcał mnie do szybkiego dokończenia Baronów, że natychmiast ich wyda. Po wejściu wojsk Paktu Warszawskiego do Czechosłowacji miałem przygotowaną połowę książki, ale wydawca nie chciał dłużej czekać. Zabrał mi ze stołu siedemnaście rozdziałów i wydał w ostatniej chwili to, co było później oznaczane jako pierwsza część. Przez jakiś czas pisałem dalej, ale potem znowu przerwałem. Na szczęście wtrąciła się moja żona i poprosiła o dokończenie Baronów pod choinkę. Temu nie można było się oprzeć. Próbki z drugiej części czytałem podczas "Dni odwiedzin" w teatrze "Semafor" do chwili, kiedy kompetentni działacze tego zakazali. Książka wyszła bez mojej wiedzy za granicą, a u nas była przepisywana, kopiowana i "rozmnażana" w inny sposób. Handlarze sprzedawali ją na czarnym rynku. Z bibliotek została ukradziona jeszcze, zanim mogła być wycofana z obiegu. Pomiędzy czytelnikami krążyła także trzecia część, której nie napisałem. Wydał ją pewien przedsiębiorczy oberżysta, ale zbyt wielu ludzi niewątpliwie nie oszukał. Ani nawet podejrzliwych organów państwowych Czechosłowacji. Teraz Czarni baronowie są wydani w komplecie. Franta Vonavka, kapitan Orech i wielu innych już ich na pewno nie przeczytają. Mam nadzieję, że rozbawi przynajmniej ich potomków.