To powieść, która otuliła moje serce ciepłem i wyjątkowo wzruszyła. Historia księdza Kazimierza zaczyna się na krótko przed wybuchem II wojny światowej, której wszyscy się spodziewają, jednak słowo "wojna" budzi wśród ludzi strach, a zarazem niedowierzanie, że może dojść do najgorszego.
Proboszcz chciałby z kimś porozmawiać, rozwiać swoje wątpliwości, złe przeczucia, a przecież zdaje sobie sprawę, że ludzie szukają u niego pocieszenia, wsparcia duchowego i dlatego też stara się, by służyć im najlepiej. Pomaga także materialnie w miarę swoich możliwości, bo doskonale zdaje sobie sprawę, że jest wiele biednych rodzin, głodnych dzieci, nieszczęść i kłopotów... Autorka pięknie wykreowała postać Kazimierza, który wspomaga swoich parafian nie tylko dobrym słowem, ale i często rozstrzyga spory. I choć sam nie potrafi znaleźć odpowiedzi na wiele pytań, to chce służyć innym całym sercem. Chodzi na wystawne kolacje do bogatszych mieszkańców Radomia, zbiera datki, wspomaga w trudnych sytuacjach, radzi i pociesza, jak umie. Sam bardzo lubi dobrze zjeść, a jego gospodyni Florentyna zna doskonale jego upodobania kulinarne i słabość do słodkości. Kazimierz często wędruje po radomskich ulicach, przygląda się życiu mieszkańców i jest zawsze otwarty na ich potrzeby materialne i duchowe. Brakuje mu jednak kogoś, z kim mógłby porozmawiać o Bogu, problemach związanych ze służbą, o książkach, mądrych pismach... I decyduje się nawiązać znajomość z miejscowym rabinem Chilem Kestenbergiem. Po kolejnych wizytach u niego rodzi się między nimi szczególna zażyłość. Ich rozmowy są pełne zrozumienia i szacunku dla własnych religii i poglądów.
Autorka wspaniale przedstawiła postać księdza Kazimierza - jego wewnętrzne rozterki, zaangażowanie w pomoc społeczności radomskiej, jego słabości kulinarne. Gdy Niemcy wkraczają do miasta, ksiądz, mimo przeróżnych rozterek, angażuje się w pomoc innym, często z narażeniem własnego życia. Bardzo podobały mi się te rozmowy prowadzone z rabinem, pełne szacunku i tolerancji religijnej.
Z posłowia dowiadujemy się, że autorka dotarła do wielu źródeł historycznych i niektóre osoby, czy też opisywane miejsca istniały faktycznie w tamtych czasach. Rabin Chil Kestenberg to prawdziwa postać, a jego biblioteka była wzorowana na autentycznej. Pierwowzorem księdza Kazimierza był ksiądz Kazimierz Sykulski, który zginął w Auschwitz. Na początku wojny posługę w parafii w Radomiu pełnił inny ksiądz /Dominik Ściskała/, który organizował noclegi dla uciekinierów, pomoc dla radomskich więźniów /to wszystko autorka wyjaśnia dokładnie właśnie w posłowiu/.
Zachęcam do przeczytania tej książki, bo warto poznać codzienne życie księdza Kazimierza w czasie pierwszych lat wojny i to, w jaki sposób potrafił pomagać innym w każdej potrzebie /nawet w miłości/.
A jaką rolę pełni tutaj córka rabina - Rachela? Dlaczego pewnego dnia Kazimierz widzi ją z niemieckim żołnierzem? Jak potoczą się jej losy i dlaczego właśnie tak? Czy i tutaj ksiądz będzie pomocą i ostoją dla jej ojca? Jak radził sobie, gdy Niemcy opanowali Radom? Czy przyjaźń z rabinem przetrwa? Kazimierz nigdy nie był bierny. Ta wspaniała osoba tak obrazowo przedstawiona przez pisarkę zasługuje na pełne uznanie. I jego dylematy - "jak przekuć na dobro wszystko to, co nim nie jest"... Jak odprawiać mszę świętą nie tylko po polsku...
"Córka rabina" to śliczna powieść, przez którą po prostu płynęłam i pochłaniałam kolejne strony. Zachęcam do jej czytania, do poznania tej nowej odsłony pisarki znanej nam z innego rodzaju książek. Uważam, że wszystko wyszło doskonale. I wierzę, że będzie dalszy ciąg tej historii, na który czekam z niecierpliwością.