Kiedy czytałam "Comę" po raz pierwszy miałam jeszcze mgliste pojęcie o studiach medycznych. Wtedy myślałam sobie "wow! niezła jest ta studentka" i nie mogłam się oderwać od czytania.
Kiedy przeczytałam książkę po raz drugi byłam już po studiach i muszę przyznać, że bohaterka mnie strasznie irytowała, co znacznie zmniejszyło przyjemność z czytania.
Nasza gwiazda Susan po dwóch latach studiów medycznych, zapoznaniu się z odrobinką teorii trafia po raz pierwszy na prawdziwy oddział w szpitalu i od razu wpada na trop niesamowitego spisku, którego nie zauważył nikt inny pracujący w tym szpitalu - takie rzeczy zdarzają się pewnie w każdym szpitalu klinicznym, tylko w czasie moich studiów się jakoś nie trafiło ;p.
Ale to nie było dla mnie najgorsze, po prostu nie mogłam czytać o jej wybrykach - nie do pomyślenia jest żeby studencina bezczelnie pyskował do ordynatora oddziału (czy do jakiegokolwiek innego lekarza) czy ignorował przeznaczony dla niego wykład przerywając wykładającemu co chwilę i zadając durne pytania nie związane z tematem. Jednak Susan łamie wszystkie zasady, zaraz po rozpoczęciu praktyki na oddziale przestaje chodzić na zajęcia, wdaje się w romans ze swoim asystentem i do tego oczywiście w międzyczasie walczy o swoje zagrożone życie.
Cook trochę przesadził kreując swoją główną bohaterkę i niestety działa to na duży minus dla tej książki.
Co do reszty - podobał mi się pomysł na fabułę, do strony medycznej prawie nie ma się do czego przyczepić (nie wiem czy drobne błędy wynikają z potknięć autora czy tłumacza). Akcja jest raczej dynamiczna, końcówka dość zaskakująca i gdyby zmienić główną bohaterkę to "Coma" trafiłaby pewnie na moją półkę ulubione. Niestety, nie można mieć wszystkiego ;)
Jest to sam początek twórczości Cooka, więc i ocena będzie łagodniejsza. Gdyby można było oceniłabym ją na 6,5/10.
Zapominam jednak na chwilę o głupotach wyczynianych przez Susan i daję 7/10 ;)