Lubicie motyw muzyki w książkach? Jeśli tak, to tytuł idealny dla Was!
„To było coś potężnego. Coś, co dotykało do głębi. To dopiero była muzyka. Ogarnął mnie smutek. Poczułam się uboższa, bo nigdy wcześniej nie słyszałam czegoś takiego.”
Nie będę ukrywać, że „Clash” mi się podobał. Co więcej ta historia zauroczyła mnie sobą od pierwszych stron i choć ten rok obfituje w niesamowite premiery, to myślę, że tym tytułem Belle Aurora zyskała sobie miejsce w moich przyszłych, tegorocznych ulubieńcach.
A to wszystko za sprawą tego, że poczułam się oszukana.
Od początku ta powieść wywołała we mnie mnóstwa ciepła. Choć współczułam Emmy, która musiała desperacko szukać pracy, aby zapewnić swojej chorującej babci opiekę, to jest osobowość i sposób bycia, za każdym razem powodował mój uśmiech, a z każdymi kolejnymi kartkami, ogarniało mnie poczcie spokoju, że wszystko dobrze się ułoży. Sama bohaterka przypominała mi nieco połączenie Lou Clark z „Zanim się pojawiłeś” oraz Kate Sedwick z „Promyczka”. Było po prostu uroczo i nie dało się nie polubić bohaterów. Bezsprzecznie wpływ na to mieli również chłopcy z Left Turn, którzy mimo bycia świetnym zespołem, byli także zżytą grupką przyjaciół. Każdy z nich wnosił istotny element, czwórka ciekawych, barwnych charakterów, a na deser jakby było mało, mogliśmy śledzić również losy ich żeńskiego supportu podczas trasy, a później i zasłużony rozkwit talentu dziewczyn z The Ulta Violet Vixens.
Muzyki nie brakowało, każdy rozdział rozpoczynała inna piosenka, często pojawiały się klimaty dawnych, pięknych przebojów, m.in. zespołu Queen, co nadało tej historii niesamowity wydźwięk. Jednak choć muzyka stanowi tu istotny element, to autorka zdoła przemycić również mnóstwo innych, ważnych wątków, takich jak uroki sławy, problemy uzależnień czy chociażby samotności i straty. Mimo takiej mieszanki, wszystko to sprawnie się łączy, jest rozłożone w przeskokach czasowych i tworzy spójną całość.
Sama relacja bohaterów została cudownie przedstawiona. W pewnym momencie doszło do takiego zwrotu akcji, który zmienił wszystko. Wiedziałam, że nie będzie już tak ciepło i kolorowo. W krótkim czasie, Connor i Emmy zdążyli przepracować wiele zranień, ale stali się dzięki nim silniejsi. Jednak o bólu tak szybko się nie zapomina, dzięki czemu mogliśmy obserwować jak uczą się wybaczać, na nowo wspierać i ufać. Naprawdę rzadko w romansie spotykam tak dojrzałe i autentyczne pary.
„Dla świata Conor był gwiazdą.
Dla mnie powoli stawał się całym wszechświatem.”
Choć książka jest dość obszerna, nie chciałam kończyć tej przygody. Wręcz brakowało mi rozwinięcia kilku sytuacji. Jednak myślę, że autorka celowo wprowadziła tak wiele postaci, ponieważ jest to dopiero początek świetnie zapowiadającej się serii. Nie mogę się doczekać dalszych części, już teraz w moim serduszku zadomowił się Noah, jeden z członków Left Turn, więc niecierpliwie będę wyczekiwać jego i pozostałych losów tej muzycznej paczki!