"Cień" okazał się książką nieodkładalną przez co położył się cieniem na pierwszym słonecznym weekendzie tej wiosny. Zamiast czerpać energię i radość z eksplodującej wokół zieleni, zaszyłam się w ciemnym kącie niecierpliwie przerzucając kolejne strony, aby czym prędzej poznać tajemnice bohaterów stworzonych przez K. Alvtegen.
Primo, fabuła wciąga, jak... bagno.
Secundo, postaci, to w większości indywidua o skomplikowanej psychice i wątpliwej moralności, skrzywdzone przez życie lub inne, często najbliższe, osoby. Czytelnik śledzi nie tylko poczynania bohaterów, ale ma wgląd w myśli i najciemniejsze zakamarki ich duszy, co oznacza, że od strony psychologicznej jest co analizować. Dodatkowo, niemal wszyscy są związani ze światem literatury - to taki smaczek, można poznać życie literatów od zaplecza.
Tertio, konstrukcyjnie i językowo "Cień" wypada dobrze. Nie ma ślepych zaułków i niedomkniętych czy zbędnych wątków. Zdarzają się też ciekawe spostrzeżenia, a nawet zdania w rodzaju złotych myśli, np.
"...człowiek mógł wyjść ze stadium zwierzęcego i rozwijać cywilizacje, bo silni zwyciężyli słabych, zdolni niezdolnych, inteligentni głupich. Zaczął się zastanawiać, czy ta czystka nie trwa nadal? Ale w takim razie jak do tego doszło, że teraz to ci glupi i niezdolni zajmują najwięcej miejsca i są najbardziej słyszalni?" (s.181)
"Dlaczego to właśnie potomstwo człowieka jest uzależnione od swoich rodzicieli i wydane na ich pastwę, na całe życie...