,,Opowiadam, jak traci się dziecko w środku nocy, trzynastego sierpnia, we własnej łazience, i jak bardzo nikt nie umie odpowiedzieć, dlaczego znowu nie wyszło".
Nawet nie wiecie jak ciężko mi było przeczytać tą książkę i jeszcze ciężej, kiedy zasiadłam przed komputerem by napisać recenzję, a zamiast klawiatury widziałam spadające na nią łzy, które wszystko rozmywały. Ta pozycja porusza bardziej niż śmierć bliskich osób na naszych oczach. Od samego początku wprowadza nas w bolesne doświadczenia bohaterki, która wie, że od urodzenia stała się tykającą bombą chorobową. Każdy kolejny rok niszczył coraz bardziej jej marzenia i nadzieje na normalne życie. Złamania pojawiały się częściej niż burza w lecie, a z dolegliwości mogłaby napisać coś na kształt encyklopedii. Kocha swoje ciało i nienawidzi. Jednak nauczyła się je tolerować. Nam pokazuje, że nikt nie powinien być bardziej ważny od nas. Że to od nas zależy jak będziemy je traktowali i co w związku z tym się stanie. Nasze ciało nie powinno być naszym wrogiem, lecz przyjacielem. Jeśli będziemy je traktowali z szacunkiem, to i ono go nam podaruje. Nic nam nie da porównywanie siebie do innych osób, bo nigdy nie wiadomo, czy i oni nie przechodzą aktualnie jakiś chorób lub problemów. Wręcz zaznacza, że nie mamy prawa oceniać nikogo ze względu na jego wygląd. Nikt z nas nie wybiera sobie tego, co dała lub zabrała nam natura. Nigdy nie będziemy tacy jak ktoś, bo mamy być tacy jakich stworzyła nas natura. Każdy z nas jes...