(...) Wartość twórczości zeszła na dalszy plan, najważniejsza była dzika przyjemność wyrzygiwania siebie w nicość i, nie bójmy się tego powiedzieć, usprawiedliwione pisaniem ćpanie. Pierwszy raz od dawna zainteresowało mnie coś innego niż własne nieszczęście. Wczucie się w pisanie pozwoliło mi odwrócić uwagę od poczucia pustki i jakiegoś wewnętrznego braku. Wiedziałem, że jestem popieprzony do szpiku kości, ale nagle okazało się, że istnieje możliwość przekształcenia tego bajzlu mózgowego w literacki prozac.
A kiedy po paru miesiącach pisaniny trzymałem w ręku stylizowany na „Sztandar Młodych” numer Magazynu Literackiego „Cegła” z moimi opowiadaniami w miłym sąsiedztwie wywiadu ze Sławomirem Shuty, o którym popełniłem pracę magisterską, wiedziałem już, że pod wulkanem urodziło się dziecko.
A kiedy po paru miesiącach pisaniny trzymałem w ręku stylizowany na „Sztandar Młodych” numer Magazynu Literackiego „Cegła” z moimi opowiadaniami w miłym sąsiedztwie wywiadu ze Sławomirem Shuty, o którym popełniłem pracę magisterską, wiedziałem już, że pod wulkanem urodziło się dziecko.
Wiktor Będkowski