“Braterstwo krwi” jest drugą części z cyklu Zakręty losu. Po pierwszym niezbyt udanym spotkaniu z tą serią miałam, nadaje że drugi tom pójdzie w inną, lepszą stronę. Da coś nowego i ciekawszego. I jak duże było moje rozczarowanie, kiedy okazało się, że jest powtórzeniem poprzedniej części z dodaniem nieskazitelnych bohaterów. Każdy bohater nagle stał się chodzącym ideałem.
[Współpraca reklamowa z Niegrzeczne książki]
Nagle ten zły bohater postanawia być tym dobrym, więc pojawia się nawrócenie Łukasza. Który dołącza do grona wyidealizowanych postaci. A nagła przemiana Magdaleny z zakompleksionej i zamkniętej w sobie kobiety w tą pewną siebie była nierzeczywista. Nastąpiła ona w przeciągu kilku dni, Gdy inne ofiary przemocy walczą z jej skutkami przez lata. I okej zdarza się, że ktoś może pozbierać się szybciej, jednak nie do takiego stopnia jakby nic nigdy się nie wydarzyło. Przez większość książki jak nie całą, miałam wrażenie, że czytam historię o zbuntowanych nastolatkach, z wahaniami nastroją, a nie dorosłych ludiach.
W tej części pojawia się dużo mafijnych porachunków, tajemniczych ludzi czy sekretnych spotkań. Ale czy rozbudowanie tego wątku uratowało tę historię? Jak dla mnie nie. Miałam wrażenie, że przez to panuje jeszcze większy chaos.
Książka jest wyjątkowo przesłodzona i lekkomyślna. Naiwność bohaterów nie zna granic. A ich życie miłosne jest przepełnione słodkimi przezwiskami i idealnymi planami, które złe otoczenie pragnie pokrzyżować.
Czytając książkę, załamywałam się i odliczałam strony to zakończenia lektury. Frustracja, irytacja i zażenowanie towarzyszyły mi praktycznie cały czas. Moja mała rada: jeśli nie musicie, nie czytajcie tej historii.