Wyścigi konne od I połowy XIX w. stanowią nieodłączną część historii Warszawy. Przez wiele lat rozgrywano je na placu rozciągającym się wzdłuż ulicy Polnej, w czerwcu 1939 r. przeniesiono je na Służewiec, gdzie zbudowano jeden z najpiękniejszych i najnowocześniejszych torów wyścigowych Europy.
Autorzy książki wskrzeszają sławę służewieckiego toru, mocno wpisanego w pejzaż stolicy, przez dziesiątki lat spełniającego rolę jej letniego salonu. Śledzimy emocjonujące gonitwy, podziwiamy sławne konie, słynnych dżokei i ich trenerów, poznajemy barwny tłum wypełniający trybuny: znakomitych artystów, znanych dziennikarzy, sławnych sportowców, byłych ziemian, zasobnych cinkciarzy i badylarzy, ludzi z partyjnego establishmentu i stołecznego półświatka. Przyciągała ich na Służewiec przede wszystkim WIELKA GRA rozbudzająca namiętności i emocje – było to jedyne miejsce w PRL-u, gdzie funkcjonowała legalna forma hazardu. Na torze na Służewcu można było doświadczyć jednej niedzieli smaku wygranej i bawić się potem upojnie przy szampanie i kawiorze w „Cristalu” na Marszałkowskiej, by za tydzień przeżyć gorycz totalnej porażki, ale jednak na pytanie: „Jak ci poszło na wyścigach?” nieodmiennie odpowiadać – „Wyszedłem na swoje”.
Niejeden z pechowych graczy na zakończenie sezonu palił program i solennie postanowił, że jego noga już więcej na Służewcu nie postanie. Nic z tego, w maju następnego roku na rozpoczęcie wyścigowego sezonu znowu w gronie kibiców i namiętnych graczy oczekiwał tej niezwykłej chwili, kiedy rozpocznie się pierwsza gonitwa....
Warto sięgnąć po tę zajmującą książkę, autorstwa notorycznych bywalców warszawskiego toru , poddać się magii Wielkiego Wyścigu i Wielkiej Gry – służewiecka bomba wciąż przecież idzie w górę!
Autorzy książki wskrzeszają sławę służewieckiego toru, mocno wpisanego w pejzaż stolicy, przez dziesiątki lat spełniającego rolę jej letniego salonu. Śledzimy emocjonujące gonitwy, podziwiamy sławne konie, słynnych dżokei i ich trenerów, poznajemy barwny tłum wypełniający trybuny: znakomitych artystów, znanych dziennikarzy, sławnych sportowców, byłych ziemian, zasobnych cinkciarzy i badylarzy, ludzi z partyjnego establishmentu i stołecznego półświatka. Przyciągała ich na Służewiec przede wszystkim WIELKA GRA rozbudzająca namiętności i emocje – było to jedyne miejsce w PRL-u, gdzie funkcjonowała legalna forma hazardu. Na torze na Służewcu można było doświadczyć jednej niedzieli smaku wygranej i bawić się potem upojnie przy szampanie i kawiorze w „Cristalu” na Marszałkowskiej, by za tydzień przeżyć gorycz totalnej porażki, ale jednak na pytanie: „Jak ci poszło na wyścigach?” nieodmiennie odpowiadać – „Wyszedłem na swoje”.
Niejeden z pechowych graczy na zakończenie sezonu palił program i solennie postanowił, że jego noga już więcej na Służewcu nie postanie. Nic z tego, w maju następnego roku na rozpoczęcie wyścigowego sezonu znowu w gronie kibiców i namiętnych graczy oczekiwał tej niezwykłej chwili, kiedy rozpocznie się pierwsza gonitwa....
Warto sięgnąć po tę zajmującą książkę, autorstwa notorycznych bywalców warszawskiego toru , poddać się magii Wielkiego Wyścigu i Wielkiej Gry – służewiecka bomba wciąż przecież idzie w górę!