Fragment: „Jeden z moich pierwszych modlitewnych błędów popełniłem, kiedy po raz pierwszy prawdziwie pokutowałem. Było to w 1989 roku, podczas mojej delegacji do Tallina. Tam, za sprawą pewnej estońskiej staruszki, nawróciłem się. Miało to miejsce w kościele Oleviste, gdzie swego czasu nastąpiło przebudzenie, które w konsekwencji zostało stłumione przez KGB. Jednak pomimo że przebudzenie w tym kościele dawno wygasło, Duch Święty ciągle był tam obecny (ciekawe, że miejsca, które Bóg przeznaczył do jakiegoś szczególnego celu, pozostają pod wyjątkową Bożą opieką, ale to troszkę inny temat). Słyszałem o tym kościele już wcześniej, a znalazłem go razem ze swoim niewierzącym przyjacielem – Żydem. Trafiliśmy akurat na przerwę między nabożeństwami: po nabożeństwie zielonoświątkowym miało się rozpocząć baptystyczne czy metodystyczne. Działo się to za czasów Związku Radzieckiego i nie było gdzie się spotykać, dlatego w jednym budynku odbywały się nabożeństwa wielu kościołów. Kiedy przyszliśmy, zobaczyliśmy jedynie kilka osób. Wtedy nie tylko nie byłem ochrzczony w Duchu Świętym, ale nawet narodzony na nowo, mimo to mogłem już coś odczuwać. Staruszka zaprowadziła mnie do prezbitera, a następnie diakon tego kościoła podszedł ze mną do ołtarza, gdzie uklęknęliśmy i modliliśmy się… Na czym polegał mój błąd? Prosiłem o przebaczenie za całe swoje przeszłe życie, ale przy tym wymieniałem konkretne – „wyjątkowe” grzechy, za które szczególnie pokutowałem. Dobra rzecz! W czym więc tkwi błąd? ...”