Uff… przeżyłam! I nie mam tu na myśli zamachu na moje życie, ale święta z Emilią Gałązką i jej apokaliptyczną choinką zrobioną z ostrzy pił i gwoździ! Choinka jej pomysłu nadaje się najbardziej na złomowisko, ewentualnie do muzeum osobliwości lub galerii new art. Nie tylko grozi skaleczeniem, ale obcięciem którejś z części ciała. Taki ostry początek i osobliwy widok nie wiem, czy mnie bardziej zmroził, czy rozbawił. Na pewno niepomiernie zaskoczył, a potem było już… normalnie nienormalnie, jak to u Iwony Banach w komediach kryminalnych i trupami.
Z Duchołazów przeniosłam się do Słodzinka, lecz wcale nie było tak słodko, jak zapowiada nazwa miejscowości. Zdecydowanie za to niebezpiecznie, dziwacznie, irracjonalnie. Zwariowanej rodzince Emilii nic nie brak, zwłaszcza ekscentrycznych pomysłów. To święta raczej dla kosmitów niż dla zwykłych ludzi – sernik z chrzanem i grzybami, inteligentne pieluszki w prezencie. W pakiecie dziennikarskie zapędy Pawełka i poszukiwanie przez niego sensacji w dawno spalonym aucie, trup, kobieta ze zdjęcia, nieistniejący martwy wilkołak, Proboszcz, który nie jest proboszczem, nieufni mieszkańcy miasteczka, pobicie i grabież grobów, szalejące psy i krwiożercze koty oraz zioła. A na Wigilii tłum niezapowiedzianych gości. Całość ochlapana krwią, zanurzona w mrocznej atmosferze i obsypana płatkami białego puchu.
Wśród mrowia ludzkich charakterów i charakterków na plan pierwszy wysuwa się tytułowy zimny trup. Zwłoki kobiety w domu leśnej baby Babenstein stały się przyczynkiem do rozpoczęcia śledztwa. Czytelnik włącza się do akcji jako prywatny detektyw i towarzyszy Mikołajowi i Magdzie w rozwiązaniu kryminalnej zagadki. Zagadki, która rozrasta się o kolejne wątki – zaginięcie sprzed lat kobiety, brutalne pobicie.
Autorka słynie z tego, że świetnie potrafi zagmatwać dynamiczną akcję poprzez wprowadzenie mrowia wątków, dynamiczne zwroty, żonglowanie faktami, mataczenie poszlakami, mylenie tropami, paletę nietuzinkowych bohaterów, absurdalne sploty sytuacji, lawinę pomyłek i dygresje do dygresji oraz rodzinne perturbacje. W trakcie czytania kilku scen płakałam ze śmiechu, gdyż moja wyobraźnia szalała. Plastyczne opisy, choćby wygibasów Pawełka i zmiany pieluchy przez Mikołaja, rozłożyły mnie na łopatki. Wyłam ze śmiechu! Gdyby ktoś raczył zekranizować powieść…!
Przecz czarny humor, ironię, absurdy, morze dygresji i przejaskrawienie można wyłapać wiele prawd o nas samych i naszej polskiej rzeczywistości, nasze wady i przywary, stereotypowe myślenie i postrzeganie różnych spraw, ale i zalety jak polska gościnność. Jak bardzo wierzymy w to, co napisano w internecie, jak trudno na wsi znaleźć żonę, jaką siłę daje rodzina. Jak policja w swych działaniach wysuwa się przed szereg i na wyrost rzuca oskarżeniami. Jak bardzo uodporniliśmy się na makabrę, choć w święta wszyscy staramy się być dobrzy. Okazuje się, że wibratory są dla kobiet, a z promocji przedświątecznych korzystają wszyscy.
Zdecydowanie wolę normalne święta, tradycyjnie białe z zieloną choinką w rodzinnej atmosferze, a te wariackie, szaleńcze, mordercze zostawiam sobie ku rozrywce. Jeśli macie ochotę na śnieżno-krwawe Boże Narodzenie z wilkołakiem, wibratorem, gadającymi pieluszkami i zabójczą choinką oraz trupem nie tylko w tle, to sięgnijcie po komedię kryminalną „Białe święta, zimny trup”.