„Astronautka” S.K. Vaughn przenosi nas do 2067 roku, gdzie kapitan May Knox budzi się na uszkodzonym statku kosmicznym, nie pamiętając wydarzeń, które doprowadziły do katastrofy. W towarzystwie jedynie sztucznej inteligencji musi odkryć, co stało się z jej załogą, a przede wszystkim znaleźć sposób, by wrócić na Ziemię. Intrygujące? Dla mnie bardzo! Jednak trzeba przyznać, że duży potencjał, który tkwi w tej mieszance science fiction i thrillera, nie został w pełni wykorzystany. Dlaczego? Już wyjaśniam.
Vaughn próbuje balansować między akcją pełną napięcia i tajemnic, a osobistymi dramatami May oraz jej rozterkami życiowo-sercowymi. Niestety, to drugie wysuwa się na pierwszy plan, a cała ciekawa akcja rozgrywająca się w kosmosie staje się jedynie tłem dla emocjonalnej warstwy, którą autorka bardzo starannie rozbudowała. Po thrillerze – zwłaszcza po jego opisie – spodziewałam się czegoś zupełnie innego: genialnej intrygi, od której nie będę mogła się oderwać, oraz niesamowitej akcji, która nieustannie będzie mnie zaskakiwać. Owszem, książka mnie wciągnęła, ale z zaskakującą akcją było już gorzej.
„Astronautka” to książka, w której muszę przyznać, że pomysł na fabułę jest z całą pewnością oryginalny, a warstwa emocjonalna skłania do głębszej refleksji. Może nie jest to super thriller, na który tak mocno liczyłam, ale na pewno nie jest to zła książka. Sądzę, że gdybym podeszła do niej bez żadnych oczekiwań...