„Rok 1919, krwawy tyran, zbratany najściślej ze śmiercią, wykazał od pierwszych chwil swego istnienia potworną lubość w zadawaniu mąk i wyszukanego cierpienia. Sypał żarem zagłady i pomsty, ogłaszając równocześnie przebudowę bizantyjskiego ustroju dawnej carskiej Rosji na otwartą dla wszystkich świątynię komunizmu, w której zamiast Boga panował naczelny budowniczy – Lenin.
Wieś, oślepiona nęcącym programem, obiecującym zmianę, „wsiech, wsiech” w ulubieńców fortuny i szczęścia, kłoniła się chętnie ku wygłaszanym hasłom. Stosunek do dworu wykoślawiał się jak w krzywym zwierciadle. Najkulturalniejsze zamierzenia „pana” zaczęły podlegać brutalnemu zniszczeniu. W ambulatorium, prowadzonym z wielkim staraniem przez panią Verę, urządzono hałaśliwy pogrom flaszek z lekarstwami, wypędzając na cztery wiatry felczerkę. (…) Resztki ocalałej od band zarodowej obory i stadarni rozszarpano pomiędzy siebie, kłócąc się zajadle przy podziale. Rozgromiono murowaną chatę, w której mieścił się „Banczek”, założony przez pana Alfreda dla chłopów w celu walki z żydowską lichwą.
- On to robił dla własnej korzyści, a nie dla was! – wmawiali agitatotorzy podstępnie. – Niech nawet śladu nie zostanie po tych burżuazyjnych „primankach”.”