Zamiast wymówienia 30 sierpnia zostaję wezwany do Ministerstwa Handlu Zagranicznego. Idę i uszom nie wierzę. Kierownik działu placówek zagranicznych proponuje mi wyjazd do Biura Radcy Handlowego do Aten i to dość pilnie, bo w ciągu dwóch, najdalej trzech miesięcy. Wracam do domu i razem z żoną próbujemy zrozumieć, skąd się wzięła ta nowa propozycja. Dlatego że jestem zawodowo dobry? Chyba nie, bo z mojego doświadczenia wiem, że na placówkach w BRH na ogół geniuszy nie ma. Dlatego że znam języki? A po co w Grecji znajomość niemieckiego, francuskiego czy rosyjskiego, a z angielskim mają kopę kandydatów. Dlatego że jestem beniaminkiem władzy? A niby skąd – przecież do partii nie należę, mam ślub kościelny, z chodzeniem do kościoła się nie kryję, a służyć ojczyźnie jako as wywiadu też nie chcę. I dopiero późnym wieczorem doszliśmy do wniosku i to jedynie słusznego. Pierwszą propozycję otrzymałem, bo liczyli na moją współpracę z wywiadem i w ten sposób znalazłem się na liście kandydatów na placówki zagraniczne, a jakiś leniwy urzędnik nie odnotował na tej liście, że z poprzedniego wyjazdu mnie skreślono ze względu na odmowę współpracy z wywiadem. I tak oto przez zwykłe nieporozumienie i z powodu lenistwa jakiegoś urzędnika stanąłem przed szansą spędzenia kilku lat w jednym z najpiękniejszych krajów świata. (fragment książki)