Co jakiś czas staram się poznawać nowych autorów, więc zabrałam się za książkę amerykańskiej autorki pod krótkim tytułem "LOT".
Historia, chociaż zapowiadała się dość banalnie, to jednak bardzo mnie zaciekawiła. Autorka opowiada o przygotowaniach do świątecznego spotkania trójki rodzeństwa i ich rodzin. O tyle jest to dość trudne, bo po raz pierwszy spotkają się w takim składzie bez swojej matki. Święta zawsze spędzali właśnie u niej, na Florydzie. Helen była jakby spoiwem łączącym swoje dzieci, przy niej wszystkie problemy odsuwane były na bok. Zawsze potrafiła rozładować napiętą sytuację. A teraz już nie ma jej z nimi, więc jak sobie poradzą?
Organizacja świątecznego przyjęcia nie jest zadaniem łatwym, niemal każdy stresuje się przygotowaniami. Tym bardziej, gdy robi to po raz pierwszy dla większej ilości osób.
Henry, Martin i Kate nie wiedzą sami, czy potrafią się ze sobą dogadać. Tym razem spędzić święta mają w domu Henry'ego i Alice, w zasypanej śniegiem okolicy, gdzie przeprowadzili się jakiś czas temu. Jest to z pewnością jakaś kolejna odmiana, lecz czy na pewno będzie lepsza niż święta na Florydzie...