Sześćdziesiąt dwa. Tyle wierszy Joana Brossy oddanych zostało w ręce polskich czytelników nakładem Księgarni Akademickiej, w tłumaczeniu Marcina Kurka. To niewiele, biorąc pod uwagę, że napisał ich ponad tysiąc. Ale też całkiem sporo, jeśli pomyśleć jak mało do tej pory zostało przetłumaczonych na język polski (niektóre utwory, również w przekładzie Kurka, pojawiały się wcześniej w "Literaturze na świecie").
Piszący po katalońsku (a więc w języku zakazanym za dyktatury Franco) Joan Brossa (1919-1998), przez lata niedoceniany, obecnie uchodzi za jednego z najciekawszych twórców awangardowych XX wieku, źródło inspiracji współczesnych katalońskich artystów. Dla niego samego bodźcem do tworzenia poezji stał się kontakt z czołowym katalońskim poetą surrealistą J.V.Foix'em, który dostrzegł w jego utworach ślady swoich własnych idei z pogranicza jawy i snu; a także znajomość z Joanem Miró.
Próbkę uprawianej przez Brossę i przezeń stworzonej "poezji wizualnej" zobaczyć można na okładce prezentowanego tomiku. A pod nią kryją się sześćdziesiąt dwa sposoby rozbierania rzeczywistości na poetyckie czynniki pierwsze. Poezja Brossy istotnie jest ciągłą przygodą. Większość wierszy to miniaturowe zabawy z formą i znaczeniami, jakimi obciążone są słowa. Z jednego zwisa kotwica, w innym krokodyl przemienia się w harfę. A jednak zawsze zahaczone są w codzienności, dzięki czemu mogą wydawać się czytelnikowi niezwykle "bliskie".