Nierealna rzeczywistość
Konkurs

Konkurs książkowy - Nierealna rzeczywistość
KONKURS ROZWIĄZANY
Nagrody otrzymują: @kerim, @melkart002, @marksia. Gratulujemy!!!

@melkart002@melkart002 @kerim@kerim @marksia@marksia
Życie bywa niesamowicie zaskakujące, pisze takie scenariusze, które wydają się być wyjęte z książki.

Czy Wam przydarzyło się coś tak nieprawdopodobnego, że aż nierealnego? Podzielcie się z nami swoimi historiami.

Zwycięzcy konkursu otrzymają od nas tomik „na niby”.
Regulamin konkursu
na niby
na niby
Urszula Sieńkowska-Cioch
9/10

„na niby” to poetycka opowieść o rzeczywistości, wobec której ciężko o „plan ucieczki”. Wbrew tytułowi odnajdziemy tu silne zanurzenie w konkrecie i pewną twardość przekazu, podane jednak na tle czeg...

    Udział wzięli:
    @kerim @wiki820 @MoniqMoniq @melkart002 @marksia @paczek_grubas

Odpowiedzi

@paczek_grubas
@paczek_grubas prawie 2 lata temu
Niestety, ale takie zjawisko miało miejsce. To był chłodny, jesienny poranek. Przechadzając się jedną z bocznych, mniej uczęszczanych uliczek, doszło do bardzo nietypowej sytuacji. Już z kilkudziesięciu metrów, widząc nadjeżdżający czarny van, przeczuwałem, że coś jest nie tak, że to co za chwilę się wydarzy, będzie bardzo nieprzewidywalne, bardzo złe. Po prostu to czułem. I stało się. Samochód podjechał pod sam chodnik, rozsunęli drzwi, i w kilka sekund zaciągnięto mnie do środka. Wszystko działo się tak szybko, że nie byłem w stanie odpowiednio zareagować. Od razu założono mi na głowę czarny, płócienny worek, jednocześnie okładając mnie po twarzy i kopiąc po pozostałych częściach ciała. Dojechaliśmy do jakiegoś miejsca, dwie osoby ciągnąc mnie po ziemi, doprowadziły do pokoju i posadziły na krzesło. Jak się później okazało, była to sala przesłuchań. Naprzemiennie torturowano mnie i próbowano wyciągnąć odpowiedzi na zadawane pytania. Ja w dalszym ciągu nie mogłem poskładać tych puzzli w jedną całość i odpowiedzieć sobie na pytania: "Jak do tego doszło? O co w ogóle chodzi? Dlaczego mnie to spotkało?"....z wycieńczenia utraciłem przytomność. Gdy się ocknąłem, leżałem w swoim łóżku, w swoim pokoju. Wówczas zdałem sobie sprawę, że to był tylko sen. Ale to co piękne, szybko się skończyło. Udałem się na drobne zakupy. Idąc do sklepu, znów pojawił się ten sam samochód. Czarny pojazd podjechał i sytuacja się powtórzyła. Znów ta sama historia, tortury i bicie. Byłem katowany i przesłuchiwany. Leżąc na brzuchu, ze skierowaną głową ku podłodze, nie miałem siły się podnieść. Skąpany we własnej krwi, zacząłem się dławić i dusić. Nie mogłem oddychać, byłem przerażony! I wtedy ponownie się obudziłem, ale tym razem prawdziwie. Moje serce waliło jak oszalałe, jakbym dostał jakieś intensywnej arytmii. Po twarzy ściekały wydzieliny ustnej. Powolnym krokiem udałem się do łazienki, a w lustrze ujrzałem swoje blade odbicie. Wyglądało jak pierwszy zimowy śnieg. Mimowolnie upodobniłem się to żywego trupa. Postałem jeszcze chwilę, i choć było już kilkanaście minut po 3:00, tej nocy/dnia już nie zasnąłem. Nigdy wcześniej czegoś takie nie przeżyłem podczas snu. I choć minęło od tamtego zdarzenia ponad 15 lat, taka sytuacja się nigdy nie powtórzyła. Były to sceny niczym z filmu "Incepcja", a ja znajdowałem się w świadomości swojej świadomości, taki sen we śnie. Ogólnie nie polecam:(
@marksia
@marksia prawie 2 lata temu
Tak, zdarzyła się w moim życiu historia tak nieprawdopodobna, że aż nierealna, choć z pozoru mogłaby wydawać się prozaiczna, jak wiele innych. Jej nierealność polegała na tym, że nic nie wskazywało na taki scenariusz.
Byłam rozwódką z dwójką małych dzieci. Najbliższą mi osobą była moja mama. To ona dawała mi wsparcie, poczucie bezpieczeństwa, budowała wiarę w moje możliwości. Mieszkałyśmy kilkaset kilometrów od siebie, jednak codziennie rozmawiałyśmy ze sobą przez telefon. Mama odwiedzała mnie dwa razy do roku - w wakacje i ferie zimowe, a ja przyjeżdżałam do niej na święta.
Były właśnie wakacje. Z niecierpliwością oczekiwałam przyjazdu mamy. Zadzwoniła, że musi odłożyć wyjazd do mnie, bo ma problemy z żołądkiem. Zdarza się. Nie przejęłam się, bo moja mama nie chorowała- była okazem zdrowia, stanowiła przykład do naśladowania w zdrowym odżywianiu się; nie jadła tłustych potraw, nie paliła, nie piła, zażywała dużo ruchu. Nieżyt żołądka zaś każdemu może się zdarzyć, więc nie było w tym nic niepokojącego. A jednak... .
Kolejne telefony od mamy były coraz dziwniejsze. Wspominała coś o zdiagnozowaniu u niej anoreksji ( u mojej mamy, która tak kochała jedzenie!), a na domiar wszystkiego mówiła w dziwny sposób; była splątana, spowolniona w wypowiedziach, jakaś nieobecna. Po jednym z jej telefonów, niewiele myśląc, pod wpływem impulsu spakowałam się z dziećmi i pojechałam do niej. Nie wiedziałam, że już nie wrócę, że zostanę z mamą, bo zdiagnozują u niej nieoperacyjnego glejaka mózgu, jednego z najbardziej złośliwych nowotworów, że po roku mojej mamy już nie będzie.
Choć od śmierci mojej mamy minęło ponad 10 lat, do dziś wydaje mi się to nieprawdopodobne, wręcz absurdalne. Do dziś nie rozumiem, jak to mogło się zdarzyć? Przez nagłą, niczym nie zapowiedzianą chorobę mojej mamy, moje życie odwróciło się do góry nogami- zakończyło się to stare, a zaczęło nowe, w miejscu, gdzie się urodziłam. Ot, zwykła historia, a jakże nierealna w moim odczuciu.
@melkart002
@melkart002 prawie 2 lata temu
odkąd pamiętam, zawsze lubiłem spoglądać w gwiazdy i oglądać filmy o astronomii. Zawsze marzyłem, żeby dotknąć fragmentu czegoś co pochodzi spoza Ziemi. Będąc nastolatkiem to mi się udało. Był ciepły późno-letni wieczór (po 21. na pewno). Grabiłem sobie liście w świetle ulicznej latarni, gdy nagle od strony zachodniej zauważyłem coś czerwonego, co leci na niebie. Poruszało się bardzo szybko, choć było małe. W pierwszej chwili myślałem, że to może UFO i nawet trochę się przestraszyłem. Ale to coś spadło na ziemię kilkaset metrów dalej. Jak już ochłonąłem z wrażenia poszedłem tam... i okazało się, że znalazłem fragment meteorytu metalowego. Wyglądało jak taki stop różnych metali w formie sklejonych kulek. To było coś naprawdę niezwykłego. Niestety zgubiłem go gdy przeprowadzałem się do innego domu. Ale mogłem się nim cieszyć ponad 10 lat. To był tylko mój, prywatny, kawałek nieba. Mój fragment gwiazd ;D
@MoniqMoniq
@MoniqMoniq prawie 2 lata temu
Oczywiście, że tak. I to nie jednokrotnie!!
Jako nastolatka pojechałam na pielgrzymkę do Częstochowy, którą organizowała szkoła.
Było tam miejsce , w środku , w którym każdy kto miał życzenie i lub bądź wiarę mógł zapalić świecę w jakiejś swojej intencji czy życzeniu.
Wówczas ja, zbuntowana rudowłosa 16latka, zapaliłam ową nową świecę w intencji mojego dzisiaj już śp. Dziadka, który wówczas leżał w szpitalu z szeregiem dość poważnych chorób z wiadomo jakim ryzykiem...
Moja intencja mianowicie była prośbą o możliwość jeszcze kilku lat razem, aby zobaczył na własne oczy choć jedno z prawnucząt.
Tak się stało! Wyzdrowiał, był z nami jeszcze kilka pięknych lat, poznał swoją pierwszą prawnuczkę, zmarł gdy miała pół roku. Po jego śmierci zauważyłam, że córeczka patrzy gdzieś w dal jakby poza ludzi którzy byli w pobliżu i śmieję się w pustą przestrzeń. Zrozumiałam dopiero w momencie gdy poczułam na policzku jakby dotyk czyjejś dłoni.
Przyszedł do nas obu aby się pożegnać.
To było niesamowite!!!
@wiki820
@wiki820 prawie 2 lata temu
Na wstępie zaznaczę, że nie jest to moja historia, tylko moich bliskich znajomych, ale jest tak dziwaczna, że spokojnie może trafić do konkursu. Do moich znajomych na wsi zaczął przychodzić kot przybłęda. Kot był już dorosły, więc jedynie, co zrobili to wystawiali mu jedzenie i picie na zewnątrz. W końcu kot na tyle się oswoił, że zaczął wchodzić do domu, przytulać się i pieścić. Niestety nie chciał oduczyć się wychodzenia na zewnątrz i pewnego razu znajomi znaleźli go na drodze nieżywego. Strata ogromna, wszyscy do kota byli bardzo przywiązani, było dużo płaczu i smutku. Kotka pochowali i pożegnali. Minęły cztery dni i usłyszeli znajome miałczenie. Wyszli, a tam on. Naprawdę on. Wrócił. Okazało się, że znajomi pochowali nie swojego, ale identycznego kota. Szkoda tamtego kiciusia, ale ile było szczęścia! Teraz nie wypuszczają go, mimo, że strasznie się drze i próbuje uciekać. Nawet myślą nad kocim behawiorystą.
@kerim
@kerim prawie 2 lata temu



Bardzo dawno temu, jak byłam małym dzieckiem – no, może dorastającym chłopakiem, to miałem nazwijmy taką specyficzną sytuację w domu, że tato mieszkał w jednym pokoju, a ja z mamą w drugim. Ojciec lubił „procenty”, mimo, że był bardzo wykształconym człowiekiem, ale nałóg robił swoje…
Pewnego razu, gdy spałem, usłyszałem bardzo cichy pisk, jęk, trudno to opisać, bo mama nic nie słyszała, a ja musiałem chyba przez sen intuicyjnie wyczuć – podświadomie? Takie coś dziwnego – złe uczycie, że za drzwiami dzieje się coś „niestandardowego”! Obudziłem mamę i poszliśmy do pokoju. Ojciec był już prawie na „drugim świecie”, gdyż organizm powoli zaczynał się wyłączać. Szybko wezwaliśmy pogotowie. Lekarz stwierdził w szpitalu, że jak pacjent wyjdzie z tego (nadmienię, że rodzić mój był bardzo chudy, po wielu operacjach /wrzody/), to będzie cud! No i stał się cud – tato wyszedł z tego (mimo, że potem nadal nadużywał napoje wyskokowe).
Nierealne było to, że usłyszałem ten cichy dźwięk umierającego człowieka, zaś nieprawdopodobne jest to, że rodziciel wyszedł z tego.
Długo myślałem, jak odpowiedzieć na pytanie konkursowe, gdyż sytuacje „nietypowe” w naszym życiu, nie zdarzają się codziennie (przynajmniej u mnie).
Też przekaz – wymowa tego jest taka, żeby nie być obojętnym, mimo, że sprawiedliwość po „naszemu” już wymierzyliśmy, że wiemy, że to co doświadczamy, nie powinno nam się przydarzyć (bo przecież tato powinien kochać dziecko, swoją żonę…). Tak było, minęło i pewnie, to, jak i inne wydarzenia, ukształtowały mnie – obywatela RP.
:-)

© 2007 - 2024 nakanapie.pl