Każda książka może być dla nas niespodziewanym, ciekawym doświadczeniem. Nieważne czy to coś ambitnego, czy lekkiego. Jeśli chce się szukać, wszędzie znajdziemy inpiracje, okazję do refleksji, do popatrzenia na coś pod innym kątem. Tak miałam z tzw. "obyczajówką". Sięgnęłam po "Zapisane w gwiazdach" Krystyny Bartłomiejczyk. Faktycznie, nie jest to dzieło wymagające, skomplikowane i pełne ulotnych metafor, ale świetnie się czytało, a czas płynął niepostrzeżenie. I równie niespodziewanie okazało się, że tematy i wydarzenia z książki, tak zwyczajne, tak pospolite, opowiedziane w ten, a nie inny sposób zmieniają moje podejście do pewnych spraw. Czyjeś spojrzenie, tak różne od mojego. Decyzje i ich konsekwencje, tolerancja, bezinteresowna życzliwość przyjaciółek, które mimo oddmiennego spojrzenia na problem potrafią być dla siebie wsparciem. Czy ja tak patrzę na ważne dla mnie osoby? Czy nie oceniam i skreślam? Czy umiem pracować nad tym co ważne, czy odpuszczam? Czy to, że ludzie popełniają błędy jest dla mnie oczywiste, czy potrafię to akceptować i mimo to ich nie odtrącać? Cóż...po przeczytaniu tej opowieści, okazuje się, że chyba jednak niekoniecznie...