Idąc ulicą spotkałam siebie. Psychotic girl, włosy ciemnorude - wreszcie spełnione marzenie, oczy zimne, smutne, widzące za dużo. Paląc papierosa wyginała czerwone od szminki (nie pasuje jej ten kolor, teraz to widzę!) wargi i przymykała oczy słuchając piosenki, która jak zwykle stapiała się z tym co w niej. Zbierała spojrzenia przechodniów i nie zwracała na nikogo uwagi. Może pod nosem uśmiechała się, że jak zwykle ludzie się oglądają za kimś, kto stoi w miejscu na chodniku i po prostu patrzy na latarnie, ściany, samochody. Widzi piękno i geometryczność miasta, koło których inni przechodza obojętnie. Nie widziała jak przyglądam się, jak zauważam, że w lewym oku kręci się jej łza i ciężko, ciężko wyczekuje momentu spłynięcia. Pociągnęła nosem i poszła dalej szeptając "Walcz", a ja zostałam i uświadomiłam sobie, że tak właśnie musimy zrobić. Obie. Walczyć.