Po zmroku ulice świecą między odpaleniem i zgaszeniem papierosa. Rozmowy teoretycznie toczą się w ten sam sposób. Fascynuje mnie nocna zdawkowość ludzkich gestów. Przechadzam się w niesprecyzowanym kierunku. Kroki rozpływają się między brukiem kostki. O tej porze nie przestrzeganie przepisów jest normą. Przejścia dla pieszych stają się nagle drogą ustawicznych, nie ograniczonych niczym podrygów. Na skrzyżowaniu dwóch ulic, niby na krańcu świata stoi kobieta. Stuka rytmicznie o krawędź chodnika. Tworzy swoistą akustykę gwiezdnych galaktyk. Pył z papierosa spada na jej już nadto dziurawe rajstopy. Strzepuje go energicznie. Podchodzę do niej niczym zahipnotyzowana. Proszę o zapalniczkę. Z pozoru banalny zwrot staję się nicią porozumienia. Zaczynamy rozmawiać o podwyżce cen papierosów. Ona wciąż powtarza wulgaryzmy, które stały się dla niej swojego rodzaju mantrą. Gdy nie potrafi zebrać myśli w jeden strumień, zagryza usta i spogląda w dal. Zdaję sobie sprawę, że nasza rozmowa nie musi być wcale dopowiedziana. Wie, że znamy się lepiej niż powinnyśmy. Boi się konsekwencji tego zjawiska. Gdy spojrzy mi głęboko w oczy ujrzy prawdziwe emocje, które dla nas obu są takie same. Gasi więc papierosa o podeszwę buta i odchodzi. Zostawia mnie. Obrysowuje spojrzeniem jej chód, dość męski jak na tak wysokie obcasy. Mam ochotę do niej podbiec i złapać za skrawek skórzanej kurtki. Wiem jednak, że to nic nie zmieni. Nie można jeszcze bardziej się obnażyć. Uwydatnić dosłowniej niedopowiedzenia. Postacie powstałe na bazie wspomnień przynoszą pustkę równoznaczną z spaleniem ostatniego w życiu papierosa.