Nikt z nas nie ma monopolu na rację (wliczam w to oczywiście siebie). Jesteśmy subiektywni, więc omylni. Nie znamy do końca faktów (znamy tylko książkę) – możemy jedynie wnioskować pośrednio. Także co do tego, czy Pausch prawdziwie kochał swoje dzieci. Ja myślę, że tak.
Zafrino: potwierdzeniem słuszności Twojego ostatniego zdania („…a najbardziej odczuje to Chloe”) jest „Blog roku 2008”:
http://mojtata.blog.onet.pl/1,AR3_2008-11_2008-11-01_2008-11-30,index.htmlDługopisarko: szczerze przyznaję, że sam miałem przy lekturze wątpliwości dotyczące „nieoptymalnego wykorzystania czasu” i niedostatecznej skromności. Rozumiem jednak, jak ważne było dla umierającego Pauscha zostawienie tej książki swoim dzieciom – jako pamiątki i jako wyznania miłości. Jesteśmy tylko ułomnymi ludźmi, składamy się z emocji, a one niejako z definicji nie są racjonalne.
Napisałem swojego „Ojca” też trochę na zasadzie rozliczenia własnych błędów (oczywiście nie tylko). Siłą rzeczy, sporo myślałem nad problemem rodzicielstwa. O ile mi wiadomo, na nic nie umieram, ale także czułem potrzebę powiedzenia swojej córce wielu rzeczy i zostawienia jej po sobie pamiątki. Dlatego rozumiem Pauscha.
:)