O przepraszam, niedopatrzenie:) Wyraziłeś dokładnie to, co myślę na ten temat. Właściwie, uważam, że to jest jedyna uczciwa forma pisania o książkach. Wiesz, ja czytałam takie, które krytyka profesjonalna wdeptywała w ziemię, a dla mnie były ważne i cenne, bo akurat znalazłam w nich coś, co pomagało mi w danym momencie mojego życia. A o innych książkach, uznawanych za genialne, myślałam sobie: "jak zachwyca, jak nie zachwyca" :). Trzeba być uczciwym z samym sobą, nie wstydzić się swoich emocji, nie poddawać się wpływom w wyrażaniu swoich odczuć. Tylko zachować zawsze klasę. Długo mieszkałam we Francji i tam jest taki rodzaj "savoir vivre", który wyraża się przez to,że nawet o najbrzydszej dziewczynie nie mówi się jak u nas "pasztet" czy "porażka", ale "elle est gentille", czyli "ona jest miła". Szuka się czegoś dobrego do powiedzenia, do spojrzenia na pozytywne strony każdej osoby i takie podejście bardzo mi odpowiada. I tak próbuję podchodzić do książek, które krytykuję. Zrozumieć dla kogo są pisane, jakie może z nich wynikać przesłanie. Może dla kogoś będą ważne i potrzebne, chociaż dla mnie są nieistotne. Sama mam w sobie wrodzoną złośliwość, połączoną z naszym polskim narzekaniem na wszystko, ale staram się z tym walczyć:)