Witam!
@p_goszczycki
Rzeczywiście, generalnie z pisania w Polsce wyżyć się nie da, przynajmniej ja, na obecnym etapie kariery, nie mogę sobie na to pozwolić. Obecnie pracuję jako tłumacz i muszę przyznać, że jest to bardzo satysfakcjonujące, fajne. Co jakiś czas trafiają się też inne zlecenia na teksty, więc można powiedzieć, że jestem „freelancerem”. Ma to swoje plusy, ma swoje minusy; gdybym planował zakładać rodzinę, pewnie musiałbym dużo w tym modelu pozmieniać. Zawsze wypatruję kolejnych okazji, więc być może za jakiś czas mój sposób zarobkowania się zmieni.
Pisanie jest dla mnie każdą z tych trzech rzeczy po trochu. Pasją, bo jak wspomniałem nie jest to moje źródło zarobkowania, a nadal to robię, bo lubię. Walką z samym sobą, bo pisanie nie przychodzi mi łatwo. To kwestia niepewności – stale pojawiają się pytania „czy to, co piszę jest dobre?, „czy tekst nie jest gorszy od tego, co już napisałem?”, „czy udaje mi się przekazać to, co mam w głowie, czy nie gubię nic w trakcie tłumaczenia z myśli na tekst?”, „czy warto pisać, skoro to wymaga trudu i wyrzeczeń, a nie ma z tego kokosów?” No i nałogiem, bo mimo tych wątpliwości zawsze wracam i piszę, i chyba tak już zostanie.
Pozdrawiam!
@Mjuz
Cieszę się, że „Lato…” Ci się podobało. To jedyny tekst, który napisałem dwa razy. Pierwszy szkic nie był dostatecznie dobry, nie wywierał we mnie takich emocji, jakie powinien, więc go wyrzuciłem i zacząłem od początku. „Lato…” było nie lada wyzwaniem, bo musiałem w nim osiągnąć dwie rzeczy. Napisać zamknięte opowiadanie poruszające tematykę wojny – to rozumie się samo przez się. Ale ten drugi cel… Ania Brzezińska poprosiła mnie, żebym osadził akcję w swoim alternatywnym świecie (tym ze „Śmiertelnego boga” i „Testamentu Damoklesa”) – i to było całkiem wykonalne – i aby dotyczyło jednego z bohaterów tej drugiej powieści, wiązało się z nią. Ciężko jest pogodzić epizodyczność i zamkniętość z ciągłością, ale wydaje mi się, że w tym opowiadaniu udało mi się to całkiem dobrze (z moich opowiadań jedynie „Kodesh Hakodashim” łączy te dwie koncepcje równie sprawnie).
Zaś co do samego opowiadania – wierzę, że fantastyka ma tę zaletę, że opisane wydarzenia mogą jednocześnie działać na obu poziomach – rzeczywistym i symbolicznym.
Od początku wiedziałem, że nie będę gloryfikował wojny, że raczej spróbuję pokazać jej bezsensowność, a raczej bezsensowność straty ludzkiego życia. Akcję osadziłem w Afganistnaie, bo toczące się tam konflikty zawsze były uosobieniem nonsensu, bezowocności. Patrząc przez ten pryzmat, Czarny Człowiek jest wojną wcieloną, bardziej żywiołem niż antagonista, istotą niezrozumiałą, o nieprzeniknionych motywach.
Czytałem kiedyś o tytułowych motylach, których dorosłość trwa bardzo krótko, i metafora ludzkiego życia nasunęła się sama. Żołnierze wybierający się na wojnę ryzykują śmiercią, lgną do niej jak… ćmy do ognia. To druga metafora. Pomysł na „Lato…” wziął się z tych dwóch koncepcji. Szybko zdecydowałem się też, że „motyl” będzie też leitmotivem opowiadania. Stąd „efekt motyla”, stąd taniec z Czarnym Człowiekiem, przyciąganie się kurantów, które samo w sobie jest jak lgnięcie ciem do ognia.
Jest jeszcze druga warstwa, czysto fabularna – w tym tajemnica tożsamości Worthingtona, jego przemiana (jak poczwarka w motyla lub odwrotnie). Tutaj musiałem stąpać bardzo ostrożnie, balansować pomiędzy tymi zamkniętością i ciągłością, o których pisałem wcześniej. Starczy powiedzieć, że czytelnik, który czytał „Testament Damoklesa” albo opowiadanie „Worthington”, wyciągnie z „Lata…” ukrytą wartość dodaną. Nie wiem, czy taki eksperyment, łączenie wszystkich opowieści (zarówno obu książek, jak i opowiadań, mieszczących się w przedziale czasowym od Antyku do lat 80tych XX wieku) nie bohaterem, ale drobnymi elementami większej historii, spotka się z życzliwym przyjęciem, czy ktoś te powiązania znajdzie i się uśmiechnie, ale wydawało mi się to czymś wartym zrobienia, bo w Polsce tak się generalnie nie pisze. Co zaś się tyczy samego Worthington: zachowuje się on wobec żołnierzy tak, a nie inaczej, bo być może on jeden zna oblicze wojny, wie, jak postępować, aby nie oszaleć, wie, co ich czeka. Reprezentuje pewną postawę. Ale jednocześnie, gdzie indziej, w „Testamencie Damoklesa” i „Worthingtonie” (SFFiH), i niepublikowanych „Polach kwiatów” (zbliżonych klimatem do „Lata…”) jest bohaterem z krwi i kości, którego charakter ma rzeczywiste podstawy, wynika z obserwowanych przez czytelnika wydarzeń.
Wybacz tę przydługą odpowiedź, ale chyba jak każdy autor o swoich tekstach mogę gadać godzinami ;)
Pozdrawiam!