Przepraszam, że musieliście czekać, ale już jest. Podsumowanie wywiadu z Panią Anną Szepielak. Zapraszam do lektury.
Lena 173: Podczas czytania książki "Zamówienie z Francji" kilkukrotnie nasuwało mi się pytanie dotyczące tego skąd pani Anna czerpie natchnienie do pisania, a także tak doskonały dobór problematyki pojawiającej się w jej dziełach. Zastanawiałam się również, czy wspomniana wyżej książka doczeka się swojej kontynuacji.
Anna Szepielak: Może odpowiedź wyda się dziwna, ale inspiracje czerpię z emocji, wrażeń i obrazów. Brzmi to nieco impresjonistycznie :), ale często pomysły napływają do mnie wraz z jakimś zapachem, dźwiękiem czy jakimś powiedzeniem. To oczywiście tylko pierwsze wrażenie, ale później moja wyobraźnia w wolnej chwili zaczyna pracować z tym wspomnieniem i najczęściej okazuje się, że zaskakuje mnie to, co pojawia się na papierze.
Czy moja powieść ( nie dzieło ! :) ) doczeka się kontynuacji?
Hmmm... Na podobne pytanie odpowiedziałam już na moim blogu. Tu napiszę krótko - druga część nie była planowana, choć moja bohaterka biega mi po głowie i czasem tupie mocno by o sobie przypomnieć. Osobiście nie przepadam za książkami typu saga, gdy historia ciągnie się jak karmel i nie może odkleić od pióra. Historia, którą opowiedziałam jest zakończona (choć przyznaję, iż niektóre wątki wyjaśnione są zaledwie w aluzjach, dlatego nieuważne czytanie tekstu zostawia niedosyt). Lubię teksty z zakończeniem otwartym, teksty, które wymagają od Czytelnika współpracy, a nie podają mu wszytsko na srebrnej tacy. Ostatecznie jednak zdecydują moi Czytelnicy - jeśli książka spotka się z dużym zainteresowaniem (na razie, trzy miesiące po premierze wyglada to dość zachęcająco), być może druga część powtsanie, bo życie toczy się dalej i zawsze znajdą się kolejne tajemnice do wyjaśnienia.
patrylandia: Na swoim blogu nazywa Pani swoje pisanie zaściankowym, to tylko gra słowna czy kryje się za tym coś więcej?
Anna Szepielak: :) Ponieważ sądzę, że moje teksty to taki zaścianek literatury. Zaściankowość to nie prowincjonalizm, chcę odczarować ten termin. Dla mnie zaściankowość to przeciwieństwo (pozytywne) wielkiego świata; to brak pośpiechu, tradycja, szacunek dla innych, spokojna praca, gościnność, szum drzew i spiew ptaków; to coś swojskiego, rodzimego. Pogoń za modą, hałas, wielka polityka, wielkie pieniądze, obłuda, kłamstwo, przemoc, wyścig szczurów, znieczulica- to zjawiska negatywne w dzisiejszym świecie. I tego nie znajdziecie w moich tekstach.
Chcę by witały Czytelników świeżym chlebem i solą i żeby pozostawiały po sobie wrażenie spotkania ze zwykłym człowiekiem. Nawet jeśli ta zaściankowość to też ośli upór, obrona swoich poglądów i brak poprawności politycznej, to jednak mam nadzieję, że spodoba się wielu zwykłym ludziom, takim jak ja. Nie ma co ukrywać, że nigdy nie będę zabiegać o uwagę krytyków literackich i postrzegać siebie jako kogoś więcej niż zwykłą autorkę tekstów. Piszę po prostu to, co mi w duszy gra.
patrylandia: Pisze Pani recenzje do książek z zupełnie innej dziedziny, czy to łatwa praca?, czy to może wpłynąć na kolejną powieść?, a może będzie chciała Pani napisać coś zupełnie innego?
Anna Szepielak: Napisałam już coś z innej dziedziny- poradnik dla maturzystów :)
A poważnie- ciągnie mnie w stronę historii, choć oczywiście nie mam odwagi zabrać się za poważną powieść historyczną, ponieważ to ogrom pracy i mam wielki szacunek do pisarzy zajmujących się taką tematyką. Myślę jednak, że napiszę coś z pogranicza historii. Wcześniej czy później, bo dokumentacja do takiej powieści zabiera mi dużo czasu. Lubię także krótkie formy prozatorskie, więc może uzbiera się z czasem zbiorek.
Co do moich recenzji blogowych, piszę po prostu o tym, co lubię czytać.
patrylandia: Jaka muzyka Panią odpręża?, czy pisze Pani przy muzyce?
Anna Szepielak: Nie, choć muzyka często mnie inspiruje. Gdy wiem, że właśnie będę pisać scenę smutną lub wesołą (a przynajmniej taki jest plan:)), słucham przez chwilę odpowiedniej muzyki. Do pisania potrzebuję jednak ciszy, bo tylko wtedy słyszę, co mówią do mnie moi bohaterowie. Pisząc, używam wyobraźni trochę jak odtwrzacza DVD :), "włączam płytę z filmem" i obserwuję, co się dzieje. Tak wygląda pierwszy etap tworzenia scen, dopiero potem zabieram się za poprawki już z techniczną precyzją.
Lubię muzykę, która łagodzi duszę- dawniej uwielbiałam muzykę celtycką czy filmową (typu "Władca pierścieni"), dziś słucham np. G.Turnaua czy łagodnych płyt J.Steczkowskiej. Lubię też, zwłaszcza jesienią płyty z dźwiękami natury - np. ze śpiewem ptaków. I oczywiście nieśmiertelny Mozart ( wiem, że to banalne, ale go lubię :).
oga: Ja chciałabym zapytać o to, jak Pani Anna postępuje z pomysłami. Gdy jakiś nowy się pojawi, co z nim robi - łapie od razu i zapisuje, a potem próbuje dołożyć do niego resztę? Czy może piastuje w myślach tak długo, aż sam się rozwinie do pełnej postaci, gotowej do zapisania? Czy trzyma w tajemnicy, czy może od razu dzieli się z przyjaciółmi, a oni dodają coś od siebie? Czy może jeszcze coś innego?
blackmoth: Czy rozpoczynając książkę, wie Pani jak się ona zakończy?
Ma Pani w głowie plan działania ze wszystkimi szczegółami, czy może tylko ogólny zarys, a konkretne pomysły rodzą się w trakcie pisania książki i pod wpływem chwili?
Anna Szepielak: Jeśli tylko mogę, zapisuję je w moim notatniku (który zawsze wywołuje uśmiech u moich przyjaciół). To rodzaj przechowalni, do której sięgam, gdy chcę wykorzystać jakiś motyw lub poczuć natchnienie.
Długo jednak nie znam zakończenia opowieści. Moja koleżanka z wydawnictwa powiedziała mi kiedyś przy kawie, że najpierw tworzy całość w głwoie, a potem to zapisuje. To bardzo profesjonalne podejście. Ja jednak traktuję pisanie jak hobby, więc pozwlalam sobie na przyjemność obserwowania moich bohaterów w akcji. Często mnie zaskakują, zwłaszcza w dialogach. Dopracowanie kompozycji i inne techniczne sprawy to zajęcie, za które zabieram się już niemal pod koniec.
Tak, trzymam w tajemnicy, ale nie dlatego, że zazdrośnie ich strzegę, raczej dlatego iż boję się pokazywać komuś niedopracowane teksty. Są tylko dwie osoby, ktore czytają świeżutkie robocze wersje - moja Mama i moja Przyjaciółka Ania - pierwsza surowa korektorka moich tekstów. Później chętnie słucham uwag znajomych i część z nich uwzględniam w poprawkach.
patrylandia: Recenzja może otworzyć drzwi książce lub je przymknąć, zwłaszcza opinia cenionych przez nas osób. Czy istnieje taka osoba, co by Pani chciała, żeby recenzję do Pani książek (książki) napisała?
Anna Szepielak: To ciekawe pytanie, ale nie umiem na nie odpowiedzieć. Lubię wszystkie recenzje, jakie się ukazują- zdanie moich Czytelników jest dla mnie bardzo ważne. I motywujące.
Lena 173: Naturalnie, że przy odpowiednim wczytaniu czytelnik sam doszedł do odpowiednich wniosków przy przeczytaniu lektury, które gdzieś tam błądziły po jego głowie przez większość trwania lektury. Osobiście sama lubię czasami stworzyć coś dla swoich znajomych, więc kilka dni temu zaczęłam się zastanawiać, czy od zawsze wiedziała Pani, że pisanie jest tym co chciałaby Pani robić w życiu?
Anna Szepielak: To bardzo trudne pytanie. Uważam, że każdemu z nas Bóg daje określone talenty i okazje do wykorzystania tych umiejętności z pożytkiem dla siebie i innych.
Jednak wybór drogi życiowej czy zawodowej zależy od nas i trochę takze od okoliczności życiowych.
Kiedys fachowiec powiedział mi, że mam niezły talent aktorski; bawiłam się tym w liceum, pracując w różnych kółkach. Do szkoły teatralnej jednak (na szczęście!) się nie dostałam. Zaczęłam więc zwracać baczniejszą uwagę na moje zamiłowanie do literatury. Wykorzystuję to nie tylko zawodowo, ale jak widać rozwijam swoją pasję - pisanie. Piszę właściwie od zawsze, choć na początku bardziej pociągała mnie poezja. A teraz... skoro Czytelnikom podoba się moja książka, jestem po prostu szczęśliwa. Nie wiem jednak, czy ta pasja przekształci się kiedykolwiek w dodatkowe zajęcie. Parafrazując jednego z poetów- na bułeczkę z masełkiem trzeba jakoś zarobić. A z pasji w tym kraju moze żyć niewielkie grono szczęśliwców.
Jedno wiem na pewno - człowiek szuka swojej drogi przez całe życie.
Lena 173: Jakie są Pani oczekiwania w stosunku do czytanych przez Panią książek. Jaki gatunek literacki najbardziej Pani odpowiada?
Anna Szepielak: Zabrakłby miejsca, gdybym zaczęła wymieniać :) Lubię książki obyczajowe, detektywistyczne, historyczne ( średniowiecze), popularnonaukowe i fantastykę.
Kto chce znać szczegóły, zapraszam na mój blog do zakładki Moje recnezje.
Lena 173: Skąd pomysł na umiejscowienie akcji swojej książki we Francji?
Anna Szepielak: Gdy kilka lat temu zaczynałam pisać ten tekst, miał on być tylko opowiadaniem. Była wtedy paskudna, deszczowa jesień; zaczynała mnie łapać sezonowa depresja i z braku słońca siedziałam przez pół dnia pod żarówką :).
Zapragnęłam przenieść się choć na chwilę do jakiegoś ciepłego słonecznego miejsca, gdzie pachną zioła, dojrzewają pomarancze i oliwki, a ludzie są zawsze uśmiechnięci. Francja narzuciła mi się sama, to kraj, z którym Polskę zawsze łączyły jakieś więzi historyczne. Zrobiłam sobie zatem małą "wycieczkę" w głąb wyobraźni i tak się zaczęło.
Ale dopiero kilkanaście miesięcy później zdecydowałam, że muszę doprecyzować region i wybrałam Prowansję, bo potrzebowałam czegoś na uboczu, prowincji:).
Choć dziś zarzucają mi, że już tyle napisano o tym regionie, iż to wręcz nudne.
No cóż... gdy ja zabierałam się za pisanie, nic o Prowansji nie wiedziałam :), dopiero później przeczytałam książkę P.Mayle'a.
Gdybym myślała logicznie, akcja powieści powinna się toczyć w Anglii, bo zawsze pasjonował mnie ten kraj i bardzo dużo o nim czytałam, zwłaszcza o czasach celtyckich i średniowiecznych. Ale nie kierowała mną logika, tylko jesienny brak słońca:).
Czytelnikom pozostawiam odpowiedź na pytanie, czy dokonałam złego wyboru.
Lena 173: Czy chociaż w pewnym stopniu utożsamia się Pani z którymś z bohaterów swojej powieści?
Anna Szepielak: Świadomie - nie. Jednak moja koleżanka po przeczytaniu powieści przysłala mi ciekawego smsa: Czy wiesz, jak wiele z ciebie jest w Ewie?
To zapewne mało profesjonalne, ale po zastanowieniu muszę odpowiedzieć- tak. Ewa w połowie, a Eliza w jednej trzeciej dostały moje cechy charakteru. W książce tej jest zresztą jeszcze kilka osób zainspirowanych moimi znajomymi, a nawet moim pradziadkiem. To zupełnie naturalne, że autor czerpie z tego co wie, zna, widzi, pamięta. A potem miksuje wszystko w swojej wyobraźni. Czytelnik po prostu tego nie wie, takie drobiazgi mogą odkryc tylko osoby bliskie autorowi.
Lena 173: Podczas czytania książki pt.: "Zamówienie z Francji" strasznie zaintrygowała mnie postać Gerarda. Skąd pomysł, by rodowity Francuz doszkalał swój język na polskiej klasyce?
Anna Szepielak: Skąd pomysł na Gerarda? Już nie pamiętam :) W jednej chwili był tylko ogrodnikiem podlewającym trawnik, a w drugiej nagle wypadł z krzaków i dostał jedną z głownych ról. :)
Lena 173: Jak wszystkim wiadomo niektóre książki prędzej, czy później doczekują się swoich ekranizacji. Czy wyobrażała sobie Pani, jak mógłby wyglądać film nakręcony na podstawie powieści "Zamówienie z Francji"? A może miałaby Pani swoje typy aktorów, którzy mieliby się wcielić w główne role?
Anna Szepielak: Kiedyś dostałam miłego emaila od Czytelniczki z podobnym pytaniem, a później kilka osób zwracało mi uwagę, że taka fabuła pełna tajemnic i w pięknej scenerii doskonale się nadaje do ekranizacji.
Proszę mi wybaczyć, ale trochę pochichotałam, słuchając tych pomysłów, ponieważ jak dotąd nie dostrzegam u siebie przejawów megalomanii :).
Świat jest pełen nieźle napisanych historii, co nie oznacza, że wszystkie zostaną sfilmowane.
Zresztą oddanie w ręce scenarzystów "pierworodnej książki" to chyba wielka odwaga...
Lena 173: Jak zareklamowałaby Pani swoją książkę dla tych, którzy jeszcze nigdy o niej nie słyszeli?
Anna Szepielak: Na spotkaniu z Czytelnikami i na moim blogu zawsze mówię to sam:
to takie babskie czytadło, w którym zupełnie nie chodzi o to, jak dorwać chłopa i już go nie wypuścić- tak skomentowała to jedna z moich recenzentek.
To lekka powieść obyczajowa z nutką historii, przygody i miłości w tle; w pięknej scenerii Prowansji. Sądzę, że spodoba się kobietom w różnym wieku - od nastolatek, po bardzo dojrzałe panie. Wiem to od moich Czytelniczek. Niektóre porównują nastrój mojej książki z powieścią pani Kalicinskiej. Być może mają trochę racji.