Ukończyła chemię, a po studiach pracowała jako nauczycielka.
Ponoć Liane Schneider zaczęła pisać o Zuzi dla swojej córki. Zresztą niemiecka odpowiedniczka Zuzanny nosi imię córki autorki - Conni. Z tej prawdziwej dziewczynki – z krwi i kości, zrobiła się już pannica na wydaniu, ale to nie przeszkadza autorce, nauczycielce szkoły podstawowej, pracować nad kolejnymi odcinkami. W Niemczech – ukazało się do tej pory dwadzieścia małych książeczek, w Polsce – dziesięć, z czego ostatnio aż pięć nowości. I tak maluchy idą z Zuzią do dentysty, przedszkola, spędzają kilka dni w szpitalu, czekają na braciszka lub siostrzyczkę, opiekują się kotkiem, uczą się jeździć na rowerze, na nartach, wyruszają na wieś. Duże małe problemy, cała szklana góra do pokonania, na którą naprawdę trudno się dostać. Dzięki tym książeczkom strach dostanie prztyczka w nos, a otaczający świat staje się bardziej dla dziecka na tak. Bo nie ukrywajmy – przedszkole, szpital, gabinet stomatologiczny spędzają sen z oczu nie tylko maluchom. Szczególnie to pierwsze miejsce jest ważne i chcielibyśmy, by dziecko dobrze czuło się wśród nowych ludzi, przedmiotów, w nowym miejscu - a jeśli coś się nie układa, cierpimy razem z dzieckiem. Książki zachęcają do tego, by dziecko przygotować na pewne zdarzenia – krok po kroku, stopniowo, z cierpliwością, tak jak robią to rodzice Zuzi, którzy pojawiają się w każdej części – tłumaczą, opowiadają, czasem z humorem, z przymrużeniem oka, bez nadętego moralizowani. Są zawsze – wspierają, wzmacniają, dodają odwagi, przekonują, że Zuzia sobie radę da. I tak jest faktycznie – Zuzia bierze byka za rogi – swoimi małymi dziewczęcymi rączkami, z ukochanym misiem – przytulanką u boku. I zdaje się mówić do naszych maluchów z kolorowych ilustracji – Skoro ja mogę to i wy możecie…