Patryk Chilewicz pracował w brukowcu, sprzedawał buty i podawał szampana Beacie Kozidrak – powiedziała mu wtedy, że jest fajny. Niespecjalnie w to uwierzył i wciąż czuje potrzebę udowadniania sobie i innym, że taki właśnie jest. Dlatego już od dziesięciu lat zatruwa życie celebrytom (a ci albo go uwielbiają, albo nienawidzą). Kocha kotki i marzy o wyprowadzce z Ziemi. W wolnych chwilach miewa ataki paniki lub czyta komiksy o kaczkach.