Cytaty Irena Małysa

Dodaj cytat
Nie bój się zwierząt, największe bestie spotkasz wśród ludzi
Przymknęła oczy i wchłaniała w siebie niezwykły zapach. Do tej pory myślała, że tylko góry są piękne. Jak bardzo się myliła! Morze okazało się cudowne.
Jeszcze zanim morze wyłoniło się zza sosen, czuła jego moc. Zachód słońca czerwieniał tak daleko i blisko zarazem. Wiatr rozwiał jej związane w ogon włosy. Gdy zobaczyła wodę, zaparło jej dech w piersiach. Nie mogła objąć rozumem morskiego bezmiaru.
Ona ma w sobie coś takiego, że jak się jej postawisz, to zaraz żałujesz.
Problem tkwił w tym, że nie potrafiła liczyć na nikogo. Całe życie była samosią. Sama, zawsze sama. Tylko wtedy czuła się pełnowartościowa.
Sen miała ciężki, jak gdyby jakiś olbrzym przysiadł na jej piersiach. Z trudem łapała oddech, próbując uspokoić rozkołatane serce.
W środku przywitała ją kakofonia dźwięków, a nad wszystkim królowała głośna, siarczysta i najbardziej polska "kurwa". Wypowiadana w radości, ekscytacji, zniecierpliwieniu, złości i dezaprobacie. Będąca najpopularniejszym polskim przecinkiem.
Rozkrzyczane grupy pijanych turystów domagających się atencji ulicy nie brały jeńców. A wśród nich dzieci próbujące naciągać swoich opiekunów na jak najwięcej odpustowych gadżetów. Baśka postanowiła, że wstąpi do lunaparku.
Głos ten nie pasował do niej w żadnym calu. Był przebraniem, maską, w którą mógł uwierzyć ktoś niedoświadczony. Ale nie ona. Nie Jadzia, która w cieniu Babiej Góry poznała demony kryjące się w przyrodzie i w ludzkiej skórze.
Jechała PKS-em, a świat za oknem zdawał się jej szary i brudny. Dopiero teraz zrozumiała, jak ukochała górski krajobraz. Płaska przestrzeń wydawała się jej nudna. Wielkie wrażenie zrobiły na niej poniemieckie domy.
Gdy tylko wyłoniła się z sosnowego lasu, otuliła ją morska bryza. Morze zdawało się ją witać.
Do PGR-ów ściągali ludzie z całego kraju. Każdy zwabiony zachętami władzy, marzył o krainie mlekiem i miodem płynącej. Na plakatach przedstawiających mężczyznę jadącego nowoczesnym kombajnem nie było widać znoju.
Nie zdawała sobie sprawy, jak będzie tęsknić za tymi widokami, jak bardzo będzie jej brakować gór.
Miała wrażenie, że odbywa się tu walka dobra ze złem. Światła z mrokiem. Spojrzała w stronę Zawoi, wciąż pogrążonej w ciemności. Gdzieś tam, w leśnych jamach, skrywały się babiogórskie demony.
Nie spodziewała się, że po tylu razach znów to poczuje. Ciało zastygło w zachwycie. Przed jej oczyma falowało morze chmur, nad którymi królowały Tatry.
Nie chciała zachować się niegrzecznie. Ślepy entuzjazm Halinki bardzo ją denerwował. Cieszyła się ze wszystkiego jak głupia. A Marylce coraz mniej było do śmiechu. Z każdą chwilą ogarniał ją większy niepokój.
Baśka wyszła na zewnątrz. Z daleka zobaczyła Alicję, jak podchodzi do ludzi siedzących na ławkach przed okrągłym placem muszli koncertowej. Miała zgarbione plecy, wyglądała, jakby przez te kilka dni postarzała się o dziesięć lat. Zajda czuła ucisk w sercu. W jej głupim sercu.
Dopiero dziś rano, gdy szykowały się na pogrzeb, Baśka zdała sobie sprawę, że mama strasznie zmarniała. Stara garsonka wisiała na niej jak na wieszaku, sprężysty krok stracił impet, a czerwone policzki jakby spłowiały. Nieubłagany czas przemykał się między jej palcami.
Uniósł jasne oczy na Babią, którą obserwował już od godziny. Zachodzące słońce zdawało się zalewać górę ogniem. Już dawno takiego krwawego zachodu nie widział.
Ruda kocica bez ucha przyjęła odejście kuny jako osobistą wygraną. Oblizała jeszcze raz ranną łapkę i podeszła do mężczyzny siedzącego na ławce przed domem. Wskoczyła mu na kolana, miaucząc przeciągle.
To nie była ta sama kobieta, która przed chwilą gładko mijała się z prawdą. Coś się z nią stało. Zajda miała wrażenie, jakby się popsuła.
Życie z chorym dzieckiem było jak rollercoaster, pełne wzlotów i upadków.
Owszem, kochała córkę. Kasia była najlepszym, ale i najgorszym, co ją w życiu spotkało. Dziewczynka rosła i opieka nad nią stawała się ponad jej siły.
Lokum Marty Kuc trudno było nazwać zwykłym mieszkaniem w bloku. Był to dwupiętrowy apartament z tarasem.
- Ano, wieści po Zawoi jak holny lotojo predko. Opwiodoj, sikorecko, co tam w grodzie Kraka? Bo my tu z twojo matulo sie frasujemy o ciebie.
Nie pamiętała już, kiedy miała spokojną noc. Taką, gdy po wieczornej kąpieli kładziesz się do łóżka. Czujesz przyjemny ciężar kołdry, wtapiasz się w poduszkę i spokojnie zamykasz oczy, oczekując na sen.
Kraków, jak perz w ogrodzie, rozpleniał się z roku na rok, wydzierając z natury kolejne hektary. Zapełniał je marketami, blokami i domami jednorodzinnymi. Pochłaniał w swych czeluściach drzewa, krzewy i łąki.
Niebo nad miastem wyglądało jak mokra szmata. Wszędzie panoszyła się bura szarość.
Jego ciałem wstrząsnął szloch. Wsadził do ust róg poduszki, aby stłumić płacz. Nie chciał być już pocieszany. Przez nikogo. Nigdy więcej.
Niech to się wreszcie skończy. Pomyślał przez chwilę, jak by to było, gdyby się nie obudził. Wreszcie by nie bolało. Widział już wiele śmierci na oddziale. Wiedział, że nic się wtedy nie dzieje. Świat nie staje ani na chwilę. Ani na ułamek sekundy nie zaprzestaje gonitwy.
© 2007 - 2024 nakanapie.pl