Inspirując się artykułem "
Top 10 największych absurdów w literaturze dla kobiet", postanowiłam poruszyć temat, który od dawna siedzi w mojej głowie, wywołując burzę silnych emocji. Mowa tutaj o ramach wyznaczanych przez gatunki literatury, czy popularne, a niekoniecznie czymkolwiek poparte, opinie.
Obecnie w social mediach można spotkać wiele akcji, które promują czytelnictwo. Za tymi akcjami stoją również apele, by jako czytelnicy czuć między sobą solidarność, a nie nawzajem krytykować swój literacki gust i zniechęcać do czytania. Myślę, że każdy, kto przeczyta mój wpis, w jakiś sposób jest związany z książkami i zapewne łączy nas miłość do literatury. Osobiście zawsze najbardziej lubiłam fantastykę. Cofając się w czasie, wydaje mi się, że zawdzięczam to baśniom Andersena, Braci Grimm, a następnie "Opowieściom z Narnii", by później jak większość czytelników fantastyki oddać swe dziecięce lata w posiadanie "Harry'emu Potterowi". Takim sposobem na długie lata zamknęłam się w jednym gatunku, który opuszczałam wyłącznie na rzecz lektur szkolnych. Dopiero gimnazjum i liceum ukazały mi piękno innych rodzajów literatury. Zdałam sobie sprawę, jak wielka jest różnorodność opowieści i jak wiele można z nich wynieść mądrości, przyjemności i czystej rozrywki. Przechodząc powoli po różnych gatunkach i ich odnogach, doszłam do uwielbienia literatury klasycznej i pięknej. Przyznajcie, że stereotypowo brzmi to pięknie... Ale właśnie w tym momencie wchodzą najróżniejsze stereotypy i granice wyznaczane przez nieokreślone osoby.
Zaczęło się już przy fantastyce. Dziewczynka, która czyta magiczne opowieści, gdzie często można spotkać brutalne sceny? Przecież to niedorzeczne. To opowieści dla chłopców, mężczyzn, a nie słodkich dziewczynek w warkoczykach. Mam nadzieję, że dla Was brzmi to równie szokująco jak dla mnie. Dlaczego czytanie fantastyki przez kobiety miałoby być czymś złym? Odkąd piszę recenzje i bardziej angażuję się w świat czytelniczy, wiem, że nie jestem jakimś wyjątkiem, dziwnym okazem w zoo. Ale jako dziecko tego nie wiedziałam. Póki żyłam w świecie Aslana i Hogwartu wszystko było dobrze, bo w końcu to klasyka młodzieżowej fantastyki, ale gdy sięgałam po inne pozycje, niekoniecznie były to miłe.
Lecz tu nie koniec moich problemów czytelniczych, ponieważ nastolatka kochająca poważne powieści i to jeszcze z klasyki, to kolejne odstępstwo od normy. Powinnam zaczytywać się w romansach dla młodzieży i marzyć o tym znanym dobrze wszystkim księciu na białym koniu. Jeśli mieliście trochę styczność ze starszą literaturą, zapewne wiecie, że tam też można go znaleźć, jeżeli się o tym właśnie marzy.
Moje wybory w moim otoczeniu były dość nietypowe. Na szczęście moi rodzice nigdy tak nie uważali, więc nie czułam się, aż tak nienormalna. Jednak z czasem odwróciła się tendencja... Wśród części recenzentów istnieje przekonanie, że osoby polecające innym książki i w jakiś mniejszy lub większy sposób wyznaczające tredny, powinny skupiać się tylko na tak zwanej literaturze wyższej. Pięknie wpisałam się w ramy i mogę się pochwalić samodzielnymi studiami nad odpowiednimi pozycjami czytelniczymi. Mogę czuć się dobrze, ba mogę czuć się nawet lepiej niż osoby recenzujące wyłącznie owiane złą sławą erotyki. W tym momencie zadam tylko jedno pytanie –
dlaczego sami sobie to robimy? W naszym, podobno małym, światku czytelniczym nie chodzi o przerzucanie się, kto czyta bardziej szanowane książki, kto czyta ich więcej, kto ma lepszy gust, kto powinien decydować, co jest lepsze dla innych czytelników. Każdy z nas ma swój własny powód, dla którego tak bardzo lubi czytać. Niektórzy robią to dla czystej przyjemności, odpoczynku i relaksu od obowiązków codziennego życia, inni pozwalają w taki sposób uwolnić wodze swojej wyobraźni, jeszcze inni chcą zapomnieć o swojej niekoniecznie przyjaznej rzeczywistości, są też tacy, którzy poszukują wiedzy... A to tylko kilka powodów. Są odmienne od siebie, ale łączy je jedno –
MIŁOŚĆ DO KSIĄŻEK. I to powinno się liczyć, a nie gatunki, na jakie się decydujemy. Jeśli dana książka spełnia Twoje założenie, to jest dobra książka i inni wcale nie muszą tego rozumieć. Nie ma nic złego w tym, dlaczego nie rozumiemy, że innym podoba się ta książka, a nie podoba się ta, którą my uwielbiamy. Ta różnorodność gustów, powodów jest zjawiskiem intrygującym i przepięknym. Bez wątpienia godnym szacunku. Gdy idziemy ze znajomymi na lody, rzadko albo nawet nigdy nie zadajemy pytania, dlaczego lubisz lodu – czy lubisz ich zimno, które ochładza, a może konkretny smak, albo że są z mlekiem lub sokiem... A jeśli nawet zadajemy takie pytania, to w ramach ciekawości i eksploracji, a nie powodu do krytykowania. Więc potraktujmy czytanie jak takie wyjście na lody, gdzie swobodnie i ze śmiechem możemy dyskutować i wyrażać swoje zdanie, nie bojąc się otwartej i niekonstruktywnej krytyki.
Wiem, że świat internetu potrafi być brutalny i nie szczędzi nam okrucieństwa. Nieraz i nie dwa widziałam wypowiedzi miażdżące autorów, którzy po prostu chcieli opowiedzieć o tym, co sądzą i lubią. Nie obrażali nikogo, nie oceniali... W zamian dostali właśnie brak szacunku. Jeśli spotkała Was tak przygnębiająca i niesprawiedliwa sytuacja, to mam nadzieję, że to ostania albo chociaż będzie ich coraz mniej. Nie dajcie się stłamsić tak jak ja w szkole – to był też mój wybór, że dałam sobie wmówić, że moja pasja do czytania to coś złego.
Macie PRAWO czytać to, co kochacie i nie wstydzić się tego.