Książka sama trafiła w moje ręce, nie wypadało więc odmówić jej możliwości przeczytania. Zaczęłam od opisu na tylnej części okładki i stwierdziłam, że kupuję ten temat. Jako że śledczy sądowy (którym jest główna bohaterka) stoi na osi zawodów dość blisko mojej potencjalnej ścieżki kariery, postanowiłam sprawdzić, co autor ma do zaoferowania.
Przy tym wszystkim słowo "autor" jest użyte nieco na wyrost, gdyż Casey Hill jest pseudonimem literackim irlandzkiego małżeństwa, które zadebiutowało tym thrillerem. Książkę zadedykowali swojej córce Carrie (nie wiem, czy chciałabym dedykować maluchowi akurat ten gatunek literacki, ale co kto lubi). Nie zdradzę również, czym jest tytułowe tabu, ale w trakcie czytania książki radzę zastanowić się nad tym zagadnieniem, gdyż niesie ze sobą ważne i trudne problemy.
Akcja książki rozgrywa się w Dublinie, do którego przyjeżdża ceniona śledcza sądowa Reilly Steel. Ma za zadanie wprowadzić irlandzkie służby specjalne w XXI wiek, a przy okazji chce być bliżej ojca, który po latach wrócił do swojego rodzinnego kraju. Reilly nie ma łatwego życia - policja niechętnie widzi blondynkę na miejscu zbrodni i sceptycznie podchodzi do jej podejrzeń sugerujących, że na terenie Dublina grasuje seryjny morderca, ojciec ma problemy z alkoholem, a sama bohaterka coraz częściej miewa koszmary stopniowo odsłaniające jej własną historię. Dodajmy do tego freudowskie motywy i fabuła wygląda całkiem przyzwoicie.
Książka od pierwszych chwil elektryzuje i wciąga w wir akcji. Początek jest bowiem napisany doskonale - autorzy* dokładnie i precyzyjnie uchylają odbiorcy rąbka tajemnicy i to wtedy, kiedy tego chcą. Niejednokrotnie pojawiały się sytuacje, gdy bohaterowie odnajdują nowy ślad, a czytelnik dostaje strzępek informacji, by miał możliwość samodzielnie powiązać niektóre fakty lub przynajmniej pocierpieć w niepewności. Bardzo podobał mi się ten zabieg. Później jednak fabuła stawała się coraz bardziej przewidywalna i zwyczajnie nieciekawa. Miałam wrażenie, że autorom zaczyna brakować pomysłu na rozwinięcie akcji lub też znudzili się własną książką i chcieli ją skończyć szybciej niż to konieczne. Próbowali jeszcze ukrywać niektóre kwestie, ale jakoś przestało im to wychodzić...
Ale największy zarzut jaki mam do państwa Hill, to próba zamerykanizowania powieści, co bynajmniej nie jest zaletą. Rozumiem, że główna bohaterka jest Amerykanką, ale wciąż mnie zastanawia, czy to ona była taką ignorantką (na co nie wskazuje reszta książki), czy ignorancja wynikała z faktycznej niewiedzy pisarzy. Jak bowiem osoba, która skojarzyła cygaro z Freudem i nawet zacytowała adekwatne słowa, nie znała (i nie zrozumiała!) historii małego Hansa, która jest najbardziej znaną opowieścią w całej psychoanalizie, o ile nie jedną z popularniejszych w psychologii jako takiej? W ramach wyjaśnienia spieszę z informacją, że przypadek małego Hansa to nic innego, jak początek teorii związanej z kompleksem Edypa, czyli coś, co wręcz natychmiastowo kojarzy się z Freudem. Nastąpił tu więc bardzo nieprzyjemny zgrzyt, który wciąż mnie razi, gdy tylko o nim pomyślę.
Mimo wszystko należy wspomnieć, że autorzy szykują kolejne odsłony przygód śledczej sądowej. Muszę również przyznać, że Reilly została całkiem nieźle wykreowana i da się ją lubić, wobec czego następne części mogą okazać się warte uwagi (o ile autorzy lepiej dopracują niektóre szczegóły). W gruncie rzeczy duet Casey Hill przedstawia ciekawą historię, która byłaby dobra na pierwsze spotkanie z thrillerami. Mogłaby również przypaść do gustu osobom, które mają ochotę na chwilę odprężenia przy lżejszej książce, która mimo wszystko zmusza trochę do myślenia.
* Przyjmę zapis w liczbie mnogiej, jako że wolę myśleć o małżeństwie niż o osobie z rozdwojeniem jaźni (a za takową można by uznać "Casey Hill").