Są takie książki, które choć niosą za sobą ciekawą treść, imponujący sposób przedstawienia problemu, na którym pragnie skupić się autor to jednak wychodzą w niewłaściwym momencie.
Tak jest w przypadku tej pozycji. O kilka miesięcy za późno. Natomiast wnioskiem, jaki wysuwa się na pierwszy plan w przypadku przeczytania tego, co skrupulatnie przygotowała autorka jest "o kilkanaście lat za późno". O kilkanaście lat za późno ktoś zapragnął w najgorszym momencie uzdrawiać chorą służbę zdrowia, która w kluczowym dla wielu Polaków momencie stała się niewydolna i zapadła się, czego jesteśmy świadkami dzisiejszego dnia.
Anita Czupryn rozmawia ze specjalistami z zakres chorób zakaźnych, epidemiologami, wakcynologami oraz tymi, którzy bezpośrednio stykają się z wirusem mając kontakt z pacjentami. Rozmowy dominują, a wstępem do nich są relacje ratowników, pielęgniarek i lekarzy, którzy opowiadają kiedy, gdzie i jak zetknęli się pierwszy raz z wirusem oraz jak wyglądała ich codzienność. Nie wygląda, lecz wyglądała. To nie błąd, gdyż wiele z przedstawionych w książce wydarzeń, refleksji i wniosków jest już po prostu nieaktualnych. Sytuacja związana z epidemią jest sytuacją niezwykle rozwojową, dynamiczną i to, co przedstawiają rozmówcy w okresie od marca do czerwca bieżącego roku jest obecnie, w trakcie drugiej fali pandemii nieaktualne. To trochę tak, jakbyśmy poszli do wróżki, a ta zamiast przyszłości zaczęłaby przewidywać naszą teraźniejszość, którą przecież dobrze znamy, bo bierzemy w niej nieustannie czynny udział czy tego chcemy czy nie.
Odchodząc natomiast od głównego zarzutu rozmówcy przedstawiają w większości trafne spostrzeżenia na temat niewydolnej ochrony zdrowia oraz stosunku ogółu społeczeństwa do problemu Covid-19. Część przewidywań (co dziś dobrze widzimy) potwierdziła się, część natomiast nadal pozostaje sferą gdybania bez potwierdzenia obecnej sytuacji.
Ciekawym wątkiem jest podejściem niektórych krajów do określania przyczyn zgonu, w ten sposób nieco odbierając z wartości statystycznych, jakie przedstawiają poszczególne państwa.
A mianowicie w niektórych krajach w przypadku osób, które miały choroby współistniejące i zachorowały na koronawirusa nie podaje się jako przyczyny zgonu zakażenia wirusem, a pierwotną chorobę współistniejącą np. chorobę serca. Odchodząc natomiast od tematu koronawirusa, przypomina to nieco o naszej polskiej patowej sytuacji, gdy nie określa się choroby wyjściowej jako przyczyny zgonu np. rozsiany proces nowotworowy wątroby a przyczynę ostateczną czyli niewydolność układu krążeniowo-oddechowego, tym samym ujmując wiarygodności statystyk śmiertelności i umieralności wśród Polaków.
Temat rzeka, a myślę, że tego typu pozycje na pewno nie stracą, gdy zamiast "łapania chwili" skupią się na całościowym podejściu do problemu, gdy w końcu uda nam się z wirusem uporać.