W wyniku nieszczęśliwego wypadku samochodowego ginie piękna i młoda Gillian, żona Franka Ingrama. Jego życie rozsypuje się. Nie mogąc się pozbierać po jej stracie, Frank postanawia sprzedać swoją farmę, a na miejsce swojego nowego mieszkania wybiera Ulver. Położoną samotnie, niewielką wyspę, niezamieszkaną przez nikogo od 40 lat. Znajduje się tam zrujnowany dom i stodoła, a sama wyspa jest (jak mówią okoliczni mieszkańcy) "domem diabła". Wiele lat wcześniej zdarzyła się na niej straszna tragedia, w wyniku której poniosła śmierć rodzina Greenwoodów, poprzednich właścicieli wyspy. Okolica jest jednak na tyle interesująca i ciekawa, że Frank nie zrażony opowieściami miejscowych, zamieszkuje ją. Jest zadowolony ze swej samotni. Myśli, że tu dotrzyma przyrzeczenia danego zmarłej małżonce, iż już nigdy nie zwiąże się z żadną kobietą. Frank remontuje stary do i zajmuje się wypasem owiec, w czym pomaga mu jego czworonożny przyjaciel Jackie. Pewnej nocy Frank zostaje zbudzony ze snu pukaniem. Mimo strachu otwiera, a w drzwiach zastaje pięć kobiet. Nieznajome wyjaśniły mu w niezbyt przekonujący dla niego sposób, że ich łódź rozbiła się o skały, a teraz szukają schronienia. Na zewnątrz szaleje sztorm, telefon w domu właściciela nie działa, a jedyna droga wydostania się z wyspy to prom pocztowy, którego przybycie uzależnione jest od warunków pogodowych. Tak rozpoczyna się koszmar Franka.
W powieści toczą się dwa równoległe, niezależne od siebie wątki. Pierwszy to nienawiść księcia Ulver do swojej żony i córek. Akcja rozgrywa się w średniowiecznej Szkocji, tuż przed inwazją Saksońską. Drugi natomiast to historia Franka Ingrama i jego koszmar. Oba wątki łączy wyspa.
Powieść jest wciągająca i zawiera wiele ciekawych elementów i rozwiązań. Klimat potęguje się z rozdziału na rozdział. Odczuwa się strach Franka, łatwo da się wpasować w jego sytuację i ciężko rozgraniczyć, co jest realnym światem, a co dzieje się tylko na kartach książki. Książka jest bardzo dobra i śmiało można po nią sięgać, jak ktoś ma okazję.