Od zawsze uwielbiałam baśń „Piekna i Bestia”, więc od pierwszych zapowiedzi wiedziałam, że koniecznie musze przeczytać te książkę. Czy książka dorównuje swojemu pierwowzorowi? Czy nie zawiodłam się czytając ją? Zaraz się przekonacie, musicie tylko dotrwać do końca tej recenzji.
Jednak na początek kilka słów o autorce… Alex Flinn z wykształcenia jest prawnikiem. W swoim zawodzie pracowała przez 10 lat, aż w końcu zdecydowała się przejść na emeryturę i poświęcić się temu, co kocha – pisaniu. Autorka już w wieku pięciu lat wiedziała, że chce zostać pisarzem. Ciągle starała się robić wszystko, aby jej marzenie się spełniło. Na pierwszą swoją powieść inspirację czerpała ze swoich własnych doświadczeń, gdy po przeprowadzce nie mogła znaleźć przyjaciół w nowej szkole. Natomiast, gdy pisała „Bestie” zmusiła swoje córki, aby przeczytały każdą wersję baśni „Piękna i bestia”, a później poprosiła je, aby opowiedziały jak by wyobrażały sobie taką sytuację w czasach obecnych.
Głównym bohaterem jest Kyle Kingsbury, który ma nie tylko urodę, ale także pieniądze. Niestety sprawia to, że jest również aroganckim i zadufanym w sobie młodym mężczyzną, którego nie interesuje fakt, iż może zranić kogoś uczucia. Ze wszystkiego stara się wyciągać jak najwięcej korzyści dla samego siebie. Jednak wszystko ma swój koniec. Jego życie ulega diametralnej zmianie, gdy Kyle posuwa się za daleko i zadziera …z wiedźmą. Kendra, bo tak ma na imię czarownica, rzuca na niego klątwę, który zmienia go w Bestię. Warunkiem powrotu do normalnego wyglądu jest to, że Kyle pokocha dziewczynę (z wzajemnością) tą prawdziwa pierwsza miłością, a jego wybranka przypieczętuje to pocałunkiem. Brzmi znajomo? Jednak czy tak jest na pewno i czy Kyle zdejmie klątwę, musicie przekonać się sami.
„Bestia” napisana jest prostym i plastycznym językiem, dzięki któremu czytelnik odnosi wrażenie, że cała fabuła dzieje się wokół niego. Właśnie, jeżeli już jesteśmy przy tym aspekcie książki, to muszę powiedzieć, że autorka zaczerpnęła naprawdę sporo z każdej wersji tej baśni. Jednak fakt ten nie ujmuje wcale oryginalności powieści. Sam fakt, że wszystko rozgrywa się we współczesnych czasach jest czymś nowym. Kolejnym nowatorskim pomysłem było ukazanie wszystkich wydarzeń z punktu widzenia głównego bohatera, czyli tytułowej „Bestii”. Dzięki temu możemy zobaczyć jego wewnętrzną przemianę. Właśnie z tego powodu, ja osobiście odbieram tę powieść, jako historię mówiącą o poszukiwaniu własnego „ja” i tej drugiej połowy, która jest naszym dopełnieniem. Bardzo fajnym dodatkiem okazały się także przerywniki, które oddzielały poszczególne rozdziały książki. Ujęte zostały w formę wpisów na forum grupy wsparcia dla takich osób jak Kyle (patrz zaczarowanych). Autorka zawarła w nich delikatne aluzje dotyczące tematu kolejnego rozdziału.
Co do bohaterów, to zagłębiając się w powieść widzimy, że pomimo tego, iż Linda i Kyle-Adrian, pochodzą z zupełnie innych środowisko, to tak naprawdę ich życia w ogóle się nie różnią. Oboje są samotni, ponieważ dla ich rodziców zawsze, co innego było na pierwszym miejscu (praca i nałóg). Autorka stworzyła dzięki temu bardzo wyraziste i „ludzkie” postacie. Nie miałam najmniejszego problemu, aby wyobrazić sobie ich w rzeczywistym świecie.
Co do akcji to raczej nie wiele można powiedzieć na jej temat. Nie jest ona ani monotonna, ani nie pędzi „na łeb na szyję”. Określiłabym jej tempo, jako miarowe, dostosowane do tego jak może płynąć życie nastolatka, który nie może pokazać się ludziom, więc siedzi ciągle zamknięty w domu.
Podsumowując. „Bestia” jest obowiązkową lektura dla każdego wielbiciela bajki „Piękna i Bestia”, bo chociaż fabuła i miejsce uległy lekkiemu przeobrażeniu, to przekaz tej historii nadal pozostaje ten sam. Po za tym, powieść czyta się naprawdę bardzo szybko i przyjemnie. Można się przy niej nie tylko wzruszyć, ale także i pośmiać. Gorąco polecam każdemu!